27.03.2012

Extraterrestrial Highway, czyli Autostradą Pozaziemską w stronę Strefy 51



Area 51. Doskonale znana wszystkim interesującym się UFO lub wierzącym w różne spiskowe teorie dziejów.


Ta okolica stanu Nevada wydaje się być całkowicie zapomniana przez Boga. Ale wyjątkowo popularna wśród kosmitów. Ze względu na znaczną częstotliwość obserwacji różnych niezidentyfikowanych obiektów, w '96r. postanowiono, że droga ta będzie określana Autostradą Pozaziemską.
Słynna super tajna baza wojskowo testowała (testuje?) na tym terenie prototypy samolotów szpiegowskich. To właśnie one są prawdopodobnie brane przez ludzi za obiekty "nie z tego świata". My oczywiście wolimy wierzyć, że the true is out there:)


Extraterrestrial Highway to niemal 100 milowa droga łącząca Crystal Springs i Warm Springs. Wiedzie przez księżycowy, pustynny krajobraz Nevady. In the middle of nowhere. Trudno o lepsze miejsce na ściśle tajny rządowy projekt.
Podziurawiony kulami jak sito znak stop, zatrzymuje nas przy skręcie do Area 51.
Kultowa skrzynka na listy. Black Mail Box, obecnie przemalowana na biało i calutka pokryta podpisami i wlepkami, w większości nawiązującymi do tematyki ufo. 
A to już droga wiodąca do Strefy 51, w której ponoć przetrzymywani są kosmici. W ciekawy i zabawny sposób opowiada o tym komedia Paul:) Dalej droga jest pod ścisłą obserwacją wojska, a robienie zdjęć może skutkować zarekwirowaniem aparatu. Tej części atrakcji woleliśmy uniknąć. Ruszyliśmy więc dalej.

Prosta po horyzont droga biegnie do celu naszej podróży, miejscowości Rachel (to tych kilka budynków po lewej stronie).
Maleńka osada funkcjonuje głównie dzięki szczątkowemu ruchowi turystycznemu. Przyjeżdżają tu miłośnicy ufo oraz tacy jak my, którym chce się jechać 650 km, żeby na własne oczy zobaczyć jedno z kultowych miejsc popkultury.
Prawie każdy, kto trafia do Rachel, wpada do sławnego baru Little A'le'Inn. Ziemianie są tu mile widziani...
...ale spodki też mają gdzie zaparkować.
Klientela zróżnicowana.
Właściciele baru nie kryją swoich przekonań i sympatii politycznych:)
Sącząc tradycyjną, lurowatą kawę, przyglądaliśmy się setkom banknotów przylepionych przez podróżnych z kraju i ze świata. Mogliśmy zrobić tylko jedno-
-niestety nie mieliśmy przy sobie polskich pieniążków. Dolepiliśmy więc do sufitu kolejnego zielonego.
















25.03.2012

Książka z drogą w tytule XII

Jacek Pałkiewicz
Sztuka podróżowania

Zysk i S-ka, 2008

Jacek Pałkiewicz jest jednym z moich idoli. Jeśli ktoś z Was jakimś cudem nigdy o nim nie słyszał, to jest on odkrywcą źródeł Amazonki. Jako reporter i podróżnik, od 40 lat zgłębia tajemnice świata. Twórca survivalu w Europie. Dawniej także oficer na statkach bandery panamskiej, pracownik  kopalni złota w Ghanie, poszukiwacz diamentów w Sierra Leone. W 1975 r. przepłynął samotnie Atlantyk na 5 metrowej łodzi ratunkowej. Długo można by wymieniać. Nic dziwnego, że posiadając takie doświadczenie w zmaganiu się z trudnymi sytuacjami w  podróży, napisał książkę - poradnik. Tak się akurat złożyło, że w krótkim czasie, przeczytałam, jedno po drugim, kilka tego typu wydawnictw. Know-how turystyczno - podróżniczych. Nawet zastanawiałam się, czy ich nie zebrać wszystkich razem, w jednym poście, w celu dokonania porównania. Gdybym tak zrobiła, książka Pałkiewicza zostawiłaby pozostałe daleko w tyle. Trochę jak podręcznik (Boziu, jaka szkoda, że na studiach nie uczono nas podróżować z takich książek...), trochę zbiór anegdot i interesujących zdjęć. Od rzeczy banalnych, po ciekawostki i praktyczne porady. Bardzo dobra. A, jeszcze jedno! Kiedy jakiś czas temu przełamałam się i obejrzałam serial Lost, nie mogłam skojarzyć, kogo przypomina mi John Lock. A potem spojrzałam na tę fotografie Jacka Pałkiewicza i voilà!:)

fot. Jacek Pałkiewicz

21.03.2012

Muzyczne podsumowanie zimy


Muzycznie to była bardzo dobra zima. Dużo ciekawych dźwięków i postaci. Dla każdego coś pięknego:)

1. Bruce Springsteen - We Take Care of Our Own. Na sam początek, ponieważ starszym się ustępuje:) dajemy Bruce'a. Nowy album, nowa trasa, brzmienie tylko to samo, ale to traktujemy oczywiście jako zaletę. Dwa koncerty w LA wyprzedano na pniu, ze względu na to oraz na ceny biletów, niestety się nie załapaliśmy. Nie tym razem. Boss z dedykacją dla Bartiego!


2. Lana del Rey - Born to Die. Jakiś czas temu, Tato mój zapytał, czy słyszeliśmy o takiej nowej wokalistce, Lanie czy Lenie. Że fajna. Sprawdziłam i faktycznie, bardzo, bardzo to fajne. I świeżutkie i trochę retro.  I szczerze, nie obchodzi mnie, czy jej usta są prawdziwe, czy nagrała płytę za tysiąc czy milion $. Brzmi w każdym razie jak milion dolarów.


3. Florence + the Machine - Never Let Me Go. Cóż by to było za podsumowanie, jeśli nie znalazłby się w nim nowy klip Flo?


4. Asbjørn - The Criminal. Znaleziony zupełnie przypadkiem. Jeśli miałabym Wam zaproponować tylko jedną jedyną piosenkę tej zimy, to właśnie sięgnęłabym po tę. Proszę, nie sugerujcie się tym, że człowiek wygląda jak zmęczony życiem Justin Bieber, w mocno przestylizowanych hipsterskich łaszkach. Ten kawałek to czysta poezja. Jedna z najlepszych piosenek jakie kiedykolwiek słyszeliśmy, czekamy na album teraz. Dla nas odkrycie roku.


5. Ludovico Einaudi - Fly. Podwójne polecenie. Podwójne podwójne nawet. I film i muzyka i mnie i Tomkowi spodobały się baaardzo! Nietykalni, francuski komedio-dramat. Myślę sobie, w życiu Tomi nie będzie chciał tego zobaczyć. Obejrzałam więc sama i WOW! Dawno nie widziałam tak dobrego, mądrego i ciepłego filmu, a już francuskiego to w ogóle:) Potem obejrzeliśmy go wspólnie i Tomi dał mu 9/10 na Filmwebie. To najlepsza rekomendacja. No i jeszcze ten głęboko zapadający w pamięć kawałek dopełnia perfekcyjnej całości.


6. Grouplove - Tongue Tied. Kiedy puściłam tę piosenkę Tomkowi, myślał, że się z niego nabijam. Otóż nie. Całkiem na serio lubię. I ujął mnie tytuł krążka "Never trust a happy song":)


7. David Byrne - This Must be the Place. Jeszcze jedno podwójne, filmowo- muzyczne polecenie. Tym razem kawałek The Talking Heads wykorzystany w filmie Wszystkie odloty Cheyenne'a. Stare, dobre dźwięki. I genialny, jak zwykle zresztą, Sean Penn, w kreacji będącej skrzyżowaniem Edwarda Nożycorękiego z Robertem Smithem:)


8. The Shins- Simple Song. Lansowana przez nasze lokalne rockowe rozgłośnie radiowe. Mnie szczególnie ujął klip:) Miłego słuchania i oglądania:)


20.03.2012

Wiosna, lato, jesień i... znów wiosna

Wiecie, jak to jest, rozpieszczeni ludzie stają się niewdzięczni, albo bardziej swojsko rzecz ujmując, jak się ma za dobrze, to się w d... przewraca:) Kiedyś już Wam wspominałam, że w południowej Kalifornii mamy dwie pory roku, dzień i noc. Koniec. Przez, powiedzmy, 340 dni w roku świeci słońce, po niebieskim niebie przemykają małe, białe obłoczki, temperatura oscyluje między 20, a 30'C. Wieczna wiosna. Więc jak tylko zobaczyłam prognozy pogody na weekend, które zapowiadały 3 dni ulew, aż podskoczyłam z radości! Oczyma wyobraźni widziałam siebie owiniętą kocem, z kubkiem gorącej kawy, czytającą moje ulubione gazetki, które przysłała mi Klaudia (dzięki, dzięki, dzięki:). No i faktycznie, w sobotę zaliczyliśmy solidne oberwanie chmury. Mogłam założyć moje pokryte kurzem kaloszo-trampki, przeskakiwać kałuże w biegu do samochodu, w sklepach wystawiono specjalne torebki-pokrowce dla klientów, którzy wyciągnęli swoje zapomniane parasole, a ludzie przypomnieli sobie ze zdziwieniem, że wycieraczki służą nie tylko do mycia szyb w aucie. Święto. Niestety pod wieczór chmury się rozpłynęły i znów było jak zwykle. Jak mawia Hank Moody, another sunny day in helLA. Więc chcąc nie chcąc, w niedzielę, zamiast koca, kawy i prasy był spacer, lody i wino. No ok, może być, nie jest to w końcu najgorsza z możliwych opcji:) A ja sobie chociaż, staropolskim obyczajem, ponarzekałam:)

Jak widzicie, Osiedle Pomarańczy to bardzo przyziemna nazwa.











19.03.2012

Poszukując petroglifów w Dolinie Ognia

Park Stanowy Valley of Fire w Nevadzie leży jedynie godzinę drogi od Las Vegas, także stanowi doskonała alternatywę i odskocznię, zanim spłuczemy się do reszty w jaskiniach hazardu.
Przyglądając się kolorystyce i formom jakie przybrały tutejsze skały, magicznie brzmiąca nazwa nagle wydaje się zupełnie oczywistą i jedyną z możliwych.
Słoń. Jedna z bardziej popularnych parkowych formacji skalnych

A tu już "ule"
To zdjęcie widzieliście już na fb. Bardzo je lubię. Doskonale pokazuje amerykańskie podejście do oznaczania w terenie szlaków. Nie ma tak jak w Pl, że co kilkadziesiąt metrów mamy szlaczek na drzewie. Szlak jest gdzieś tam i dalej bracie radź sobie sam:)
A na szlaku piękne, kameralne kaniony

Ścięgna na powierzchni Ziemi
No dobra, ale do rzeczy. Ludzie przyjeżdżają do Valley of Fire, by oglądać,  liczące wg różnych źródeł, od 1500 do 3000 lat petroglify, czyli rysunki naskalne pozostawione przez dawne plemiona Indian.

Tak więc głowa do góry i szukamy!

Rysunki były niemal wszędzie.
 
Praktycznie na wyciągnięcie ręki. I choć w kilku miejscach można było dostrzec jakieś współczesne bazgroły, to generalnie byłam pod wielkim wrażeniem, że nikt rysunków nie pomazał, nie zniszczył. Chciałabym, by w Polsce również ludzie potrafili tak się zachować:(
 

Tomi przygotowuje mistrzowską kolację. W mroźną noc na pustyni nic tak nie smakuje jak gorąca chińska zupka za 20 centów sztuka:)
A na koniec taka ciekawostka kulturowa. Widzicie ten autokar? Otóż to nie jest autokar tylko RV, mobil home czy jak tam chcecie, wakacyjny dom na kółkach. Z tyłu ma przyczepione dwa rowery i motor. A podróżuje nim ta para emerytów stojących przy budce strażnika. Wierzcie mi, to nie jest wyjątek, nie trafiliśmy tu na krezusów z Teksasu. To jest popularny sposób podróżowania wielu, wielu Amerykanów. Ehh, żeby tak kiedyś w Polsce.... Emeryci... Ehhh... wishful thinking...

15.03.2012

Książka z drogą w tytule XI

Świat według reportera. USA 

Piotr Kraśko 

 

National Geographic,  2011

Zakupiłam ją w księgarni internetowej, więc gdy przyszła, cóż, zdziwił mnie jej rozmiar. Książka to szumnie powiedziane. Ot taka grubsza broszurka. Ok, cena 10pln dawała do myślenia. Ale i tak byłam troszkę rozczarowana. W łódzkich realiach przeczytałabym ją podczas jednej awarii tramwajowej:) Godzinka, półtorej i koniec. Czytało się tę książeczkę bardzo miło, łatwo i przyjemnie. Dużo zdjęć, choć raczej przeciętnych. Piotr Kraśko pokazuje nam na tych kiludziesięciu stronach amerykańskie smaczki. W- o co Go wcale nie podejrzewałam- całkiem dowcipny sposób. Z tych paru reportaży nie dowiemy się zbyt wiele o USA, ale to, czego się dowiemy, wpłynie na nasz sposób postrzegania Stanów. Nie sposób bowiem przejść obojętnie nad stwierdzeniem, że Texas jest większy od Francji (Tomek postanowił sobie nawet zakupić t-shirt z takim napisem, by w przyszłości drażnić wszystkich frankofilów:). Zbiór zgrabnie zebranych ciekawostek. I tak właśnie należy tę pozycję traktować. Generalnie polecamy.

13.03.2012

Oldschoolowe oblicze Las Vegas. Fremont Street.


Większość podróżnych wpada do Vegas na 1, góra 2 dni. I trzyma się sławnego Stripa.
A tam wieeeelkie hotele-kasyna.
O ile dobrze pamiętam, 14 pasmowa droga dzieląca obie strony ulicy.
Utrudniająca swobodne spacerowanie.
Kanonada dźwięków, ogłupiające migotanie świateł.
Ręce wyciągane w naszą stronę.
Czasem proszące o pomoc, częściej podające wizytówki i foldery night clubów, dziewczyn do towarzystwa.
Sin City.
Podczas naszego drugiego pobytu w LV postanowiliśmy odwiedzić Muzeum Neonów, o którym pisaliśmy tutaj.
I tak trafiliśmy na Fremont Street.
Odnaleźliśmy Vegas z naszych wyobrażeń.
Dawne Vegas.
Niszowe.
Mniej komercyjne.
Lubimy.

Nad deptakiem rozpięto największy ponoć na świecie ekran. Wrażenie jest...hmmm...niezwykłe.
My vs. sloty. Zawsze na minusie:(
A oto regionalna atrakcja w iście amerykańskim stylu. Grill Atak Serca reklamuje się, że klienci ważący powyżej 350funtów (prawie 160kg) jedzą za darmo. Wewnątrz olbrzymia waga.
Każdy z gości zostaje ubrany w szpitalny fartuch- profilaktycznie. A atrakcyjne kelnerki, które pewnie niejednego pana przyprawiłyby o atak serca, roznoszą jedzenie "warte tego, by umrzeć"

Zabójcze menu. My, wegetarianie, mamy mdłości na sam widok poczwórnych bypassów...
 







Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com