29.12.2010

Slab City. Miasteczko z Into the Wild.

[PL]   Tuż za Górą Zbawienia rozciąga się Slab City, camperskie miasteczko, bez wody, prądu i innych wygód, zamieszkane przez squatersów. Fantastyczne miejsce. Jeśli widzieliście film Into the Wild, to jest właśnie to osiedle, na którym przez jakiś czas mieszkał Alexander Supertramp. 

[EN]   Slab City, campsite used by RV owners and squatters, located right behind the Salvation Mountain. There is no electricity, no running water or other facilietes here, no rent either. Awsome place. If you have seen “Into The Wild” movie, then yes, this is the place, where Alexander Supertramp was living for a while during his trip across the US.



28.12.2010

Salvation Mountain. Góra Zbawienia pośrodku pustyni.

[PL] Kontynuując naszą podróż, wokół Salton Sea, dotarliśmy do miejsca zwanego Górą Zbawienia. Tam jeden facet, przy pomocy gliny, słomy i farb, które znoszą mu ludzie, utworzył psychodelicznie kolorowy twór, zwany właśnie Salvation Mountain. Przemalowuje w kolorowe wzorki wszystko co się da i ozdabia to zaangażowanymi religijnie tekstami. 

[ENG] Continuing our trip around Salton Sea, we got to amazing place called Salvation Mountain. There is one guy here, who, creates psychedelic, colorful formation (The Mountain) with dirt, mud, straw and paints. Everything here is covered with crazy patterns and religious phrases. God bless him for giving us such a cool place to visit!


27.12.2010

Salton Sea - niezwykłe jezioro

W drugi dzień Świąt wybraliśmy się w podróż dookoła Salton Sea. Zainspirował nas artykuł, który 5 lat temu ukazał się w National Geographic i który pokazywał dość sugestywny obraz tego największego kalifornijskiego jeziora. 


  No ale przecież nie dlatego o nim napisano, że takie duże. Otóż Salton Sea powstało na początku ubiegłego wieku, kiedy to rzeka Kolorado przelała się przez swoje koryto i wypełniła obniżenie terenu- jedną z największych amerykańskich depresji. 

 Salton Sea szybko stało się ulubionym miejscem weekendowych wypadów mieszkańców San Diego i Los Angeles, ceny ziemi poszybowały w górę, działki wyprzedawano na pniu. 

26.12.2010

Świąteczne życzenia

Kochani!!!

Tak oto przyszło nam spędzić pierwsze Święta na obczyźnie, bez naszych cudownych Rodzin, Przyjaciół i Znajomych...

I pomyśleliśmy, że najlepsza na tę okazję będzie następująca kartka: 


17.12.2010

Mandat za parkowanie w Stanach - niewiedza kosztuje 48$

[PL] Tak wygląda mandat w USA

[ENG]That's how tickets in US look like
[PL] No tak, jak wszyscy wiemy, w Ameryce szaleje kryzys (daj Boziu taki kryzys w PL). Tak więc skoro korzystamy teraz z dobrodziejstw tego pięknego kraju, postanowiono, że musimy dorzucić się do wspólnego garnuszka i wlepiono nam mandacik. A za co? Za to, że nasze autko było zaparkowane przodem w inną stronę niż pozostałe... Nawet koledzy Amerykanie przyznali, że to już przegięcie. Mandat 48$, anegdotka- bezcenna.

[ENG] As we all know, there is a tendency to say it is economic crisis here, in USA (especially in California). So, because now we enjoy living in this beautiful country, we had to add something to Uncle Sam’s deep pocket (not saying that it is the only time we dropped $$$ there, but that was an “extra tip”). We received parking ticket. For what? Well, for “parking wrong direction”. Apparently you can’t park facing in different direction than the traffic in your line. Even our American friends think this is an exaggeration. Ticket – $48, story - priceless.

15.12.2010

Roger Waters: The Wall Live, Anaheim, 14.12.2010

14 grudnia 2010 roku mieliśmy przyjemność podziwiać show Rogera Watersa The Wall Live w Honda Center w Anaheim.

Jeśli ktokolwiek ma jeszcze jakieś wątpliwości, czy aby warto... 
W Łodzi w kwietniu.

PS. Siedzieliśmy pod samiutkim dachem, a można było wnieść tylko krótki obiektyw, więc cóż, zdjęcia są jakie są...

Teacher

14.12.2010

Saga Zmierzch nad Griffith Observatory

Było pięknie, a wyszło na zdjęciach jakoś tak apokaliptycznie... To pewnie przez tą fotogeniczną kołderkę smogu... Tak więc Panie i Panowie zmierzch nad Los Angeles widziany z obserwatorium w Griffith Park. Światło, kamera, akcja!


Venice Beach w czerni i bieli

Garść fotografii z plaży - nietypowych - czarno-białych. Kalifornia jest piękna nawet odarta z barw!


Freak show czyli kogo spotkaliśmy na Venice Beach

Na fali fascynacji Hankiem Moody i Californication zaciągnęłam Tomiego do Venice Beach. To miejsce jest absolutnie pokręcone! Jeszcze nie czuję się tu tak pewnie, żeby wszystkim tym Niesamowitym Postaciom robić fotki, więc póki co musicie mi uwierzyć na słowo. 

Przeszliśmy nadbrzeżem Venice aż do molo Santa Monica. Nigdy nie byłam w miejscu gdzie zagęszczenie freaków jest tak duże. Mijali nas: staruszkowie obojga płci na rolkach, deskach i rowerach, cali w tatuażach lub w piankach jeszcze mokrych po niedawnym surfowaniu, liczni sprzedawcy marihuany do celów medycznych, proponujący, że zaprowadzą nas do lekarza, który zdiagnozuje u nas jakąś przypadłość i wypisze receptę na trawkę, chodzili ulicą i wołali "porzućcie zło, stańcie się szczęśliwi", był też Afroamerykanin odziany w lamparcią skórę wykrzykujący na cały głos "I used to be white!", liczni muzycy, malarze, wróżący z tarota i dłoni, chińscy masażyści, sprzedawcy minisaksofonów, samolocików zrobionych z puszek po napojach, kolorowych czaszek różnych rozmiarów, kadzidełek, rowerzyści z rowerami tak niewiarygodnie obładowanymi różnymi tobołkami i tak zarośnięci, że na słowo wierzyliśmy, że przyjechali z północy kraju, całe grupy młodych i starych hippisów, rowerzyści z doczepionymi wózkami do przewozu dzieci, psów i desek surfingowych... Tomek sobie pewnie jeszcze coś przypomni, w każdym razie jeszcze tam wrócimy.

Nie mogliśmy się zdecydować między tym... 

9.12.2010

Ulica Kwiatu Pomarańczy - Orange Blossom Street, Irvine

[PL] Nie znienawidźcie mnie za to, wiem, że u Was "tylko zimno i pada na to miejsce w środku Europy" ale na specjalną prośbę mojej ex- Szefowej zamieszczam widok z naszego balkonu...


[ENG] Don't hate me for it now… I know. I know. In Poland, it is rainy and freaking cold outside right now, but this photos are because of my ex-boss special request. View from our balcony... 

Dlaczego warto importować Żonę z Polski

Before

WAW - ZRCH - LAX - przelot do Kalifornii

Brzmi jak szyfr: WAW-ZRCH-LAX. 
Magiczna kombinacja lotnisk, która miała nas sprowadzić z Ziemi Polskiej do Słonecznego Stanu. 
Kilka miesięcy przygotowań, kilka tygodni rozłąki, auto-pociąg-taxi-samolot i oto lecimy już razem. 

Gdzieś wysoko pomiędzy Warszawą, a Zurichem jeden z pasażerów podnosi alarm na pokładzie. Siedzący obok mężczyzna zasłabł. Czy leci z nami lekarz? 

Cenna informacja dla tych, którzy drżą o swoje zdrowie. Jeśli w przestworzach przytrafi Ci się zawał, prawdopodobnie na pokładzie będzie jakiś lekarz. U nas było sześciu. Sami alergolodzy... I prawdopodobnie pilot wyląduje na pierwszym możliwym lotnisku. Tak więc do naszego magicznego kodu dopisujemy NUE, Norymberga. Czas płynie, oddajemy pechowca w ręce lekarzy, tankujemy, lecimy i modlimy się, żeby nasz drugi samolot nie odleciał z dokładnością szwajcarskiego zegarka. Wpadamy na ostatnią chwilę, teraz już tylko 12 godzin lotu i jesteśmy prawie w naszym nowym domu. 

Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com