20.01.2013

Olympic National Park - my place on earth



Osoby, które zaglądają tu regularnie, pewnie zdążyły już zauważyć, że naszym środowiskiem naturalnym są góry, pustynie, lasy... Lasy przede wszystkim! Od samego początku wiedziałam więc, że Półwysep Olympic stanie się dla mnie miejscem szczególnym. Lasy deszczowe strefy umiarkowanej. Dla mnie brzmi to jak poezja. Nawet żyjąc w naszej ukochanej Kalifornii tęskniliśmy za wilgotnym powietrzem przesiąkniętym zapachem wilgotnego mchu i kory, za mgłami o poranku... Widok, który ujrzeliśmy wkrótce po przekroczeniu granic parku, na zawsze wyrył się w naszych sercach. Dla nas to jedno z najpiękniejszych miejsc na Świecie. Marzę o tym, by móc spędzić tam cały rok, obserwować jak to miejsce zmienia się w kolejnych porach roku... Chodząc wąskimi ścieżkami pośród girland mchów i porostów, nasłuchując i wypatrując zwierząt, tuleni do snu dźwiękiem kropli deszczu rozpryskujących się na tropiku naszego namiotu i szemraniem lasu - czuliśmy, że to jest to, że tu jest nam tak dobrze, tak spokojnie, tak harmonijnie. Że najchętniej zostalibyśmy tu na zawsze. Zapraszam Was na spacer po lasach Parku Narodowego Olympic.
"Ja tylko zniknę wtedy
w starym lesie bukowym
Tak jakbym wrócił do siebie
Po prostu wrócę do domu"  J. Harasymowicz




Home, sweet home...
Peekaboo!




Me in Wonderland

"Zburzyłeś miasto postawiłeś szałas
Który można ustawić wszędzie 
Wystarczy (tylko) znaleźć miejsce w wyobraźni
Pod rozłożystym drzewem." J. Harasymowicz

13.01.2013

Plaże półwyspu Olympic. La Push.

Washington State. Północ- Północny Zachód.
Dawno się nie odzywaliśmy, z przyczyn całkowicie od nas zależnych. Przepraszamy, prosimy o wyrozumiałość i obiecujemy, w Nowym Roku, poprawę. 6 miesięcy minęło od naszego powrotu do Polski, czas odrobinę (zdecydowanie za wolno) leczy rany, tęsknotę. Troszkę łatwiej, z każdym dniem, przeglądać zdjęcia z US. Ostatnio spędziliśmy kilka fantastycznych dni w Moskwie, co pozwoliło nam odreagować nieco stres i podładować wewnętrzne akumulatorki. Niestety gdzieś zapodziałam mój notatnik z podróży, więc póki co pojawią się nowe posty głównie ze zdjęciami i oszczędnymi podpisami... Ostatnio pisaliśmy o Oregonie, teraz przyszedł czas na Washington State, jeden z moich ulubionych, z zapierającymi dech w piersiach krajobrazami półwyspu Olympic. Dziś zaczynamy od wybrzeża, następnie przyjdzie czas na wampiry, wilkołaki i moje ukochane lasy.
Jadąc od południa, drogą biegnącą skrajem półwyspu Olympic, zagłębialiśmy się w gęste, wilgotne lasy. Plaże, z wyjątkiem słynnej La Push, miały niezbyt wyrafinowane nazwy: Beach no 1, no 2, no 3...
Zatrzymaliśmy się przy zejściu do jednej z nich i zanurzyliśmy w gąszczu niepokojących, pokrytych naroślami drzew. 
A potem doszliśmy do plaży... Jednej z najniezwyklejszych i najpiękniejszych jakie widzieliśmy. 

Tak daleko, jak sięgał nasz wzrok, równolegle do pasma wody i ciemno szarego piasku, rozpościerał się teren pokryty wyrzuconymi na brzeg konarami, wybielonymi solą, wygładzonymi  falami oceanu....



Kawałek dalej, nieopodal rozsławionego przez wampirzą trylogię miasteczka Forks (o tym będzie w oddzielnym wpisie:) zajrzeliśmy na sławną plażę La Push. 

Pokryte zielonym mchem kamienie i falochrony oraz sterczące z oceanu skalne ostańce, nadają temu miejscu niezwykłego uroku. W dodatku w maju turystów prawie tu nie ma, można więc w pełni, w ciszy i spokoju, rozkoszować się naturą.


Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com