Zdjęć wciąż nie udało nam się odzyskać, ale patrząc na zainteresowanie postami dotyczącymi Alaski i mając na uwadze zbliżające się wakacje, postanowiłam nie zwlekać z publikowaniem notatek. Także startujemy. Dziś dzień 1.
Zgodnie z planem o północy lądujemy w Anchorage. O tej porze, pod koniec maja, nad miastem dopiero zachodzi słońce. Widok jest nieziemski! Zatoka i góry skąpane w promieniach gasnącego słonka. Bierzemy taxi i jedziemy do hostelu. Za przejazd do 26 street international hostel płacimy 15$ razem z napiwkiem. Hostel maleńki, kameralny, niepozorny. Gospodyni - Adora z Georgii, o pięknych, spokojnych oczach, prowadzi nas do raczej odpychającego pokoiku w suterenie. Jest wprawdzie bardzo czysto, ale standard określiłabym jako bliższy Azji niż Ameryce:) Wieszaki na ciuchy zawieszone na rurach biegnących pod sufitem, a żarówka nad łóżkiem działa na zasadzie ręcznego jej wkręcania i wykręcania:) 60$ za pokój z podwójnym łóżkiem ze wspólną łazienką, ale za to ze śniadaniem, to dobra cena, jak na Anchorage. Właściwie to pierwsze wrażenie było na tyle niekorzystne, że planowaliśmy zmyć się z samego rana, ale spało nam się tak wybornie, że postanawiamy zostać tu na jeszcze jedną noc. Rano wspomniane śniadanko. Coś jakby bardzo dziwna i skromna wersja szwedzkiego stołu, w tym wypadku szwedzkiego regału, na którym wystawiono michę z truskawkami, michę z jajkami na twardo, dżem, masło orzechowe, masełko i kilka rodzajów pieczywa tostowego. I cienką kawkę, typową dla Ameryki. Dla mnie bomba:) Jemy i zmykamy "do miasta".
Weekendowe Anchorage, największe miasto Alaski wygląda jak wymarłe (mieszka tu 280 tys osób, czyli prawie połowa całej populacji Alaski. wyobraźcie to sobie: na terytorium wielkości 5 razy takim jak Polska, rozproszono ludność miasta nieco mniejszego niż Łódź!!!). Zamknięta jest większość knajpek (koniec maja to sam początek sezonu), ale sklepiki z pamiątkami i wszelkiego rodzaju informacje turystyczne czekają już w gotowości. Tomi wychodzi obładowany naręczem mapek i ulotek, bo "może się przydadzą". Kierujemy się w stronę wybrzeża, na szlak Tony'ego Knowles'a, ponoć najbardziej widokowy w Anchorage. Planujemy dojść nim aż do Earthquake Park, gdzie podobno widać pozostałości po potężnym trzęsieniu ziemi, które nawiedziło Alaskę w Wielki Piątek '64r. Otóż nic już nie widać, bo wszystko porósł las. A szlak faktycznie ładny, widoki na zatokę w obramowaniu gór piękne, ale uwaga, tylko przy dobrej pogodzie i w towarzystwie silnego środka przeciw komarom! Najlepiej byłoby wypożyczyć rower, bo szlak jest bardzo długi.
Na obiad wybieramy Jackie's place blisko naszego hostelu. Halibut, frytki, przysmażone ziemniaczki, 2 sałatki coleslaw (czy tylko my nie wiedzieliśmy, że to się wymawia "kolsla"?) i dwie kawy (z nielimitowaną ilością dolewek) razem 23$. Zwykła cena jak za skromny obiad na Alasce, bardzo smacznie, tylko porcje jak na nasze apetyty maciupkie:( Wstyd przyznać ale dojadamy się w Macu (nie raz nas ocalił na tym wyjeździe...) lodami i frytkami... Miłą niespodzianką na Alasce jest brak podatku od sprzedaży, tzn generalnie go nie ma, ale część miejscowości ustanawia czasem swoje własne podatki... To jedyna dobra wiadomość, jeśli chodzi o ceny tutaj... Pieniądze na Alasce topnieją szybciej niż lodowce... W naszym ulubionym sklepie ze sprzętem turystycznym REI kupujemy małą butlę gazową za 5$. Wracamy na noc do hostelu, panuje tu prawdziwie rodzinna, a zarazem międzynarodowa atmosfera, troszkę nietypowe, że mało tu młodych ludzi, wszyscy od nas starsi. Jak się później okaże, Alaska to miejsce zdominowane przez siwowłosych turystów. Ehhh...kiedy nasi krajowi emeryci ruszą w świat?
Zgodnie z planem o północy lądujemy w Anchorage. O tej porze, pod koniec maja, nad miastem dopiero zachodzi słońce. Widok jest nieziemski! Zatoka i góry skąpane w promieniach gasnącego słonka. Bierzemy taxi i jedziemy do hostelu. Za przejazd do 26 street international hostel płacimy 15$ razem z napiwkiem. Hostel maleńki, kameralny, niepozorny. Gospodyni - Adora z Georgii, o pięknych, spokojnych oczach, prowadzi nas do raczej odpychającego pokoiku w suterenie. Jest wprawdzie bardzo czysto, ale standard określiłabym jako bliższy Azji niż Ameryce:) Wieszaki na ciuchy zawieszone na rurach biegnących pod sufitem, a żarówka nad łóżkiem działa na zasadzie ręcznego jej wkręcania i wykręcania:) 60$ za pokój z podwójnym łóżkiem ze wspólną łazienką, ale za to ze śniadaniem, to dobra cena, jak na Anchorage. Właściwie to pierwsze wrażenie było na tyle niekorzystne, że planowaliśmy zmyć się z samego rana, ale spało nam się tak wybornie, że postanawiamy zostać tu na jeszcze jedną noc. Rano wspomniane śniadanko. Coś jakby bardzo dziwna i skromna wersja szwedzkiego stołu, w tym wypadku szwedzkiego regału, na którym wystawiono michę z truskawkami, michę z jajkami na twardo, dżem, masło orzechowe, masełko i kilka rodzajów pieczywa tostowego. I cienką kawkę, typową dla Ameryki. Dla mnie bomba:) Jemy i zmykamy "do miasta".
26 Street International Hostel
Weekendowe Anchorage, największe miasto Alaski wygląda jak wymarłe (mieszka tu 280 tys osób, czyli prawie połowa całej populacji Alaski. wyobraźcie to sobie: na terytorium wielkości 5 razy takim jak Polska, rozproszono ludność miasta nieco mniejszego niż Łódź!!!). Zamknięta jest większość knajpek (koniec maja to sam początek sezonu), ale sklepiki z pamiątkami i wszelkiego rodzaju informacje turystyczne czekają już w gotowości. Tomi wychodzi obładowany naręczem mapek i ulotek, bo "może się przydadzą". Kierujemy się w stronę wybrzeża, na szlak Tony'ego Knowles'a, ponoć najbardziej widokowy w Anchorage. Planujemy dojść nim aż do Earthquake Park, gdzie podobno widać pozostałości po potężnym trzęsieniu ziemi, które nawiedziło Alaskę w Wielki Piątek '64r. Otóż nic już nie widać, bo wszystko porósł las. A szlak faktycznie ładny, widoki na zatokę w obramowaniu gór piękne, ale uwaga, tylko przy dobrej pogodzie i w towarzystwie silnego środka przeciw komarom! Najlepiej byłoby wypożyczyć rower, bo szlak jest bardzo długi.
Krajobraz rozciągający się ze wspomnianego szlaku Tony'ego Knowles'a.
Widok na Anchorage z Earthquake Park