16.02.2016

Quirky San Francisco: Musée Mécanique. Wróżba za ćwiartkę.

Przed naszym ostatnim pobytem w San Francisco zastanawiałam się, czego tam jeszcze nie widzieliśmy. Sięgnęłam do poleceń Tripadvisora i znalazłam bardzo wysoko oceniane Musée Mécanique. Przetłumaczyłam to sobie jako muzeum mechaniki i zastanawiałam się, co może być fascynującego w takim miejscu? Pogooglowałam. W opisach pojawiały się moje ulubione amerykańskie słówka: weird i creepy. Już wiedziałam, że nie możemy tego ominąć!


 Laffing Sal wita gości już od progu. To chyba najbardziej charakterystyczny eksponat w kolekcji. Muszę też z bólem serca przyznać, że pomijając brak jedynki na przedzie, jesteśmy z Sal baaardzo do siebie podobne:(

Czym tak naprawdę jest to muzeum? To podróż w przeszłość do czasów, kiedy nie było wszechobecnych iPhonów, iPadów, PlayStation, internetu, a nawet telewizorów. Do czasów kiedy ludzie szukali rozrywki w lunaparkach i cyrkach. W muzeum tym zgromadzono około 300 eksponatów w postaci napędzanych prostymi mechanizmami teatrzyków kukiełkowych, automatów przepowiadających przyszłość, przyrządów "mierzących" twój temperament lub siłę, instrumentów w typie katarynek, znalazł się tu nawet jedyny na świecie motocykl parowy! Tak wyglądała tania, masowa rozrywka kilkadziesiąt lat temu!



Założycielem kolekcji był Edward Galland Zelinsky, który jako 11 letni chłopiec, w 1933 roku, wygrał w bingo kilka kwart oleju napędowego. A że nie miał samochodu, to odsprzedał wygraną swojemu nauczycielowi. Za uzyskane pieniądze zakupił pierwszą mechaniczną zabawkę. Prostą grę, w którą można było zagrać, jeśli wrzuciło się do niej centa. Zaradny chłopiec nakłaniał rodzinę i kolegów do zabawy, a za uzyskane w ten sposób środki kupował kolejne automaty. Chłopięca pasja przerodziła się w rodzinny biznes, który po śmierci Edwarda prowadzi obecnie jego syn.


 Maszyna, którą nam powiedziała całą prawdę;)

Najfajniejsze w muzeum jest to, że wstęp jest darmowy, a płaci się jedynie za zabawę/grę/wróżbę/przedstawienie. I to płaci się zupełnie symbolicznie. Większość automatów działa za cenę 25 centów, żaden nie kosztuje drożej niż dolara. Przed wejściem do środka rozmieniłam na ćwiartki 10$ i to spokojnie starczyło dla naszej 4 osobowej gromadki. 


Lalki mnie przerażają. "Płaczące dziecko" mogłoby spokojnie zagrać w jakimś horrorze.

Mnóstwo automatów to creepy mechaniczne teatrzyki, działające na wzór starych, bożonarodzeniowych szopek. Do wyboru mamy scenki rodzajowe takie jak na przykład egzekucja czy pogrzeb. Nie wydaje mi się, żeby najmłodsze dzieci znalazły tu wiele dla siebie, chociaż w muzeum zgromadzono tez różne współczesne automaty do gier. 



Mnie najbardziej podobały się automaty wróżące. Tak, oczywiście wiem, że to bujda, ale... kiedy całą naszą czwórką daliśmy sobie "poczytać z dłoni", każdy z nas otrzymał wydruk, który był co do jednego zdania zgodny z prawdą i nijak nie pasowałby do kogoś innego. Zostawiliśmy je sobie na pamiątkę:)


Oczywiście każdy może też sprawdzić się na rękę z mechanicznym zapaśnikiem. Nie było lekko:) 


Zanim kobieca nagość stała się powszechnie dostępna w internecie ludzie musieli sobie radzić w bardziej analogowy sposób. Za ćwierć dolara możecie sprawdzić jak;)

Adres muzeum: Pier 45 (na końcu Taylor Street) Fisherman's Wharf, San Francisco. Zejdzie wam na zwiedzanie max 1 godzina. Enjoy!



Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com