Na samym początku muszę uprzedzić - opisując Everglades ciężko mi będzie zachować obiektywizm, bo zwiedzaliśmy ten park w absolutnym anty-sezonie, czyli latem. I się odrobinę rozczarowaliśmy:(
Podobno zimą to zupełnie inne miejsce.
Podobno jest tu wówczas pięknie.
Podobno...
Pewnie podobne odczucia mają osoby odwiedzające obłędne, kalifornijskie pustynie w ciągu lata, kiedy wszystko jest wypalone na szary pył, a upał ścina z nóg. Mówię Wam, zimą i wiosną to zupełnie inna bajka!
Jak my zapamiętaliśmy Everglades? Jedną ręką ścieraliśmy pot z czoła, drugą staraliśmy się odganiać tysiące komarów. Było niewiarygodnie parno, niewiarygodnie gorąco. Nasze ubrania cuchnęły repelentem. Jego duszny zapach przeszkadzał chyba bardziej nam, niż owadom... Po raz pierwszy od czasu pobytu na Alasce sięgneliśmy po moskitiery zasłaniające twarz. Zwierzaków widzieliśmy stosunkowo mało, jak na to, do czego przyzwyczaiły nas inne amerykańskie parki. A może po prostu byliśmy mniej uważni, pochłonięci walką z insektami, otumanieni parnym upałem. Także jeśli planujecie się wybrać na "river of grass" latem (my byliśmy w połowie czerwca) to osobiście nie polecam.
Podobno zimą to zupełnie inne miejsce.
Podobno jest tu wówczas pięknie.
Podobno...
Pewnie podobne odczucia mają osoby odwiedzające obłędne, kalifornijskie pustynie w ciągu lata, kiedy wszystko jest wypalone na szary pył, a upał ścina z nóg. Mówię Wam, zimą i wiosną to zupełnie inna bajka!
Jak my zapamiętaliśmy Everglades? Jedną ręką ścieraliśmy pot z czoła, drugą staraliśmy się odganiać tysiące komarów. Było niewiarygodnie parno, niewiarygodnie gorąco. Nasze ubrania cuchnęły repelentem. Jego duszny zapach przeszkadzał chyba bardziej nam, niż owadom... Po raz pierwszy od czasu pobytu na Alasce sięgneliśmy po moskitiery zasłaniające twarz. Zwierzaków widzieliśmy stosunkowo mało, jak na to, do czego przyzwyczaiły nas inne amerykańskie parki. A może po prostu byliśmy mniej uważni, pochłonięci walką z insektami, otumanieni parnym upałem. Także jeśli planujecie się wybrać na "river of grass" latem (my byliśmy w połowie czerwca) to osobiście nie polecam.
A tak prezentował się Everglades National Park podczas naszego pobytu.
Everglades wyglądają jak mokradła, ale tak naprawdę to płynąca bardzo, bardzo wolno (pół kilometra na dzień) rzeka, szeroka na 90, długa na 150 km. Dawniej Everglades było dwa razy większe, ale znaczną część terenu osuszono i zagarnięto pod różne inwestycje i tereny mieszkalne.
Obecnie teren "mokradeł" chroniony jest zarówno jako Rezerwat Biosfery UNESCO, jak i amerykański park narodowy, znajduje się on również na Liście Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Ludzkości. Zamieszkują tu 23 gatunki zagrożone wyginięciem. Jest to największy las namorzynowy na całej północnej półkuli!
Everglades to jedyne miejsce na świecie, gdzie można spotkać zarówno krokodyle, jak i aligatory. O tych drapieżnikach pisałam już trochę w poście o nowoorleańskich Jean Lafitte Swamps (klik!)
Rdzenni mieszkańcy tych terenów określali Everglades mianem "pahayokee" dosłownie trawiasta woda, ale ładniej chyba będzie "rzeka trawy".
Kormoran
Osiągający do 2 metrów długości, popularny i niegroźny black rat snake
Samiec jaszczurki Anole prezentuje swoje wdzięki.
Zamaskowany Tomi. Moskitierę na głowę kupiliśmy chyba za $5 przed wylotem na Alaskę. Jedne z lepiej wydanych pieniędzy.
A na koniec jeszcze taka przestroga: zanim skorzystasz ze zjeżdżalni do wody, dobrze się rozejrzyj ;)