26.01.2016

Przeminęło z wiatrem - muzeum Margaret Mitchell w Atlancie

Jak się zapewne domyślacie, "muzeum" Coca-Coli nie było głównym celem naszej podróży do Atlanty. Dla mnie priorytetem było odwiedzenie domu, w którym mieszkała i tworzyła Margaret Mitchell. To właśnie tu powstała jedna z najpoczytniejszych książek wszechczasów, której jestem wielką, wielką fanką. Mowa oczywiście o Przeminęło z wiatrem.


Fotografia portretowa Autorki 
Margaret Michell przyszła na świat w 1900 roku, w zamożnej, poważanej społecznie rodzinie. W wieku 18 lat, gdy jej mama zmarła podczas epidemii grypy, zmuszona była przerwać edukację, by prowadzić dom swojemu ojcu i bratu. Takie to były czasy. Jej pierwsze małżeństwo przetrwało zaledwie 4 miesiące, drugie natomiast było znacznie bardziej udane. Młodziutka Margaret pracowała jako dziennikarka w redakcji The Atlanta Journal. W gazecie tej publikowała swoje teksty w latach 1922-26, aż do czasu gdy, krótko po drugim ślubie, złamała kostkę. Moim zdaniem był to najszczęśliwszy nieszczęśliwy wypadek w dziejach literatury.

Położony przy 992 Peachtree NE Street trzykondygnacyjny dom pisarki zupełnie nie pasuje do otaczającej go nowoczesnej zabudowy. 


Złamana kostka nie chciała się goić. Margaret musiała zrezygnować z pracy. W domu niezmiernie się nudziła, jej mąż zmuszony był dostarczać jej co chwila nowych książek z biblioteki. I tak któregoś dnia zaproponował, by zamiast tyle czytać, sama coś wreszcie napisała. Niedługo potem, kupił jej maszynę do pisania firmy Remington, na której w ciągu 10(!!!) kolejnych lat, w tajemnicy przed przyjaciółmi, powstawało Przeminęło z wiatrem. Jest to jedyna opublikowana powieść tej znakomitej pisarki. Ale jak to ujęła pani oprowadzająca po muzeum - pisarz może opublikować tylko jedną książkę, pod warunkiem że będzie to coś na miarę Przeminęło z wiatrem




To jest właśnie TO biurko i TA maszyna do pisania. 
Tytuł Gone with the wind Margaret Mitchell zaczerpnęła z poematu, a właściwie listu miłosnego Ernesta Dowsona, o zawiłym tytule "Non sum qualis eram bonae sub regno cynarae". W pięknym przekładzie Barańczaka fraza "gone with the wind" została przetłumaczona jako "tylko szum wiatru wie".

(...)Wielem zapomniał, Cynaro! tylko szum wiatru wie, ile;
Na tłumnych ucztach ciskałem w krąg róże jak opętaniec,
Tańcząc, by przegnać z pamięci stracone, blade twe lilie; (...)

w oryginale:

I have forgot much, Cynara! gone with the wind,
Flung roses, roses riotously with the throng,

Dancing, to put thy pale, lost lilies out of mind

W muzeum znajdziemy wczesne wydania powieści z wielu krajów, w tym ten polski egzemplarz wydany przez Czytelnika w '57.
Dla tych z Was, którzy mają jeszcze przed sobą radość czytania lub oglądania Gone with the wind po raz pierwszy wspomnę tylko, że jest to historia burzliwego związku Scarlett i Rhetta, a akcja dzieje się podczas Wojny Secesyjnej i tuż po niej. Liczne rankingi dowodzą, że powieść ta jest najczęściej czytaną książką w Stanach, zaraz po Biblii. Autorka dostała zresztą za nią Pulitzera. Margaret Mitchell sprzedała prawa do ekranizacji powieści zaledwie miesiąc po publikacji książki, za rekordową wówczas kwotę 50 tys. dolarów. Do roli Scarlett O'Hara rozpatrywano setki aktorek, aż wybór padł (decyzją Autorki) na Vivien Leigh. W roli Rhetta Butlera obsadzono Clarka Gable. Są takie filmy, których nie sposób sobie wyobrazić z inną obsadą. Tak jest właśnie w przypadku tej ekranizacji. Dopasowanie aktorów jest absolutnie perfekcyjne. Która z kobiet mogłaby się oprzeć Rhettowi? Kto z widzów na zmianę nie wściekał się i nie podziwiał Scarlett? 

Garść ciekawostek:
  • Scarlett O'Hara jest trzecią najpopularniejszą postacią filmową ever (na pierwszym miejscu, nie mogło być inaczej, Don Corleone, za Scarlett miejsca zajmują James Bond, Indiana Jones i Norman Bates z Psychozy);
  • Jest to najdłuższa produkcja (prawie 4 godziny!), która zgarnęła Oscara dla najlepszego filmu, mało powiedziane, zgarnęła ich w sumie 7 w różnych kategoriach!
  • Jako że nie jestem fanką Gwiezdnych Wojen, teraz będzie moja ulubiona ciekawostka. Po uwzględnieniu inflacji, czyli zrównaniu realiów finansowych panujących na przestrzeni lat, to właśnie Gone with the wind jest najbardziej kasowym filmem wszechczasów i żadne imperium jeszcze długo mu nie zagrozi!
  • W maszynopisie Margaret Mitchell główna bohaterka ma na imię... Pansy! Dopiero na prośbę Wydawnictwa (chwała im za to!) przemianowano Pansy na Scarlett. Wprawdzie Shakespeare twierdził, że "to, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało", ale ja się z tym absolutnie nie mogę zgodzić! Przypomniała mi się w tym momencie historia genialnego "Sugar Mana", który swojego czasu nie odniósł przepowiadanego mu sukcesu w USA, ponieważ nosił meksykańskie imię Rodriquez...
  • filmowy pocałunek dwójki głównych bohaterów znajdziemy w każdym liczącym się zestawieniu najsławniejszych pocałunków w historii kinematografii, a zdanie wypowiadana przez Rhetta Butlera („Frankly, my dear, I don’t give a damn”) jest najsławniejszą kwestią w dziejach kina (tym razem Don Corleone na drugim miejscu).




Wstęp do muzeum kosztuje $13. Ekspozycja sama w sobie nie powala na kolana, dlatego o ile przeczytanie/obejrzenie Przeminęło z wiatrem polecam absolutnie każdemu, o tyle wizytę w domu Margaret Mitchell doradzam jedynie jej fanom.

Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com