19.01.2016

Co mnie wkurza w Kalifornii

Ok, ok. Wiem co pewnie zaraz pojawi się w komentarzach. Że wydziwiamy, że jak nam nie pasuje, to powinniśmy wrócić do Polski i wtedy zobaczymy, jak jest! W Polsce to dopiero jest na co narzekać! Otóż kocham Kalifornię całym swoim sercem, nie zmienia to faktu, że nawet w tym absolutnie cudownym do życia miejscu można znaleźć pewne mankamenty. Po konsultacji z naszymi znajomymi, polskimi expatami, udało nam się z trudem ułożyć listę 10 kalifornijskich grzechów głównych. No to zaczynamy!


source: www.tumblr.com

1. Absolutnie na szczycie tej listy muszą znaleźć się koszty życia, szczególnie koszty wynajmu mieszkania w południowej Kalifornii. Drożej będzie tylko w Nowym Jorku, ewentualnie w stołecznym DC. Niestety poziom kosztów utrzymania nie przekłada się na różnice w płacach. Narzekamy na to nie tylko my, ale także Amerykanie, którzy skuszeni tutejszym stylem życia postanowili przenieść się do południowej Kalifornii np. z Filadelfii. Jeśli chcecie wynająć przyjemne 2 pokoje w nienajgorszej lokalizacji (salon połączony z kuchnią i sypialnię, bez luksusów) musicie liczyć się z kosztem $1500. Zdrowa żywność = droga żywność. Wielkie cynamonowe bułeczki, burgery w fast foodach, burrito i tacosy w meksykańskich barach, cola i inne słodkie napoje, chipsy... Jeśli gustujecie w takim jedzeniu, wyżywicie się tu za pół darmo. Ale już buraczki... (ceny podam w przeliczeniu na złotówki, bo mam wrażenie, czytając niektóre komentarze, że część osób utknęła w czasach, gdy dolar był po 2,20. Dziś kurs oscyluje koło 4 PLN) Tak więc kilogram najtańszych jabłek 8 zł, 12 jajek z chowu wolnoklatkowego 20 zł, jogurt w promocji 4 zł (bez promocji 6zł), dobry chleb z prawdziwej piekarni 20 zł, jedna czerwona papryka 6 zł, 200 g. żółtego sera w plasterkach (zwykłego, najpopularniejszej marki Kraft) 15 zł, opakowanie rukoli czy szpinaku 16 zł. Itd, itp. Produkty organiczne jeszcze o jakieś 25% drożej. Płaca minimalna to $10/godz, co daje $1650 brutto --> ok. $1100 netto.

2. Traffic. Los Angeles co roku znajduje się w czołówce, jeśli nie na szczycie, listy najbardziej zakorkowanych miast na świecie. W godzinach szczytu na naszych pięknych, ośmiopasmowych autostradach, samochody praktycznie stoją w miejscu. Tomek wychodzi do pracy prawie godzinę wcześniej, dłużej też zostaje, po to tylko, żeby ominąć najgorsze korki. Ostatnio zaspał i wpadł na taki traffic, że nie był w stanie przedostać się do swojego zjazdu na autostradzie i musiał pojechać dalej, szukając innej drogi. Nie można tego porównać z niczym, co widziałam w Europie. Jednym z ulubionych tematów rozmów są sposoby, jak ominąć najgorsze miejsca na autostradach (vide - punkt 3 - small talks). 


Tak to wygląda w praktyce. Ciągle narzekasz na korki w swoim mieście? ;) foto: http://fyeahcalifornia.com/

3. Small talks czyli gadka-szmatka i pier***enie o Szopenie w wersji amerykańskiej. No po prostu nie potrafię. Pani, która zwykle obsługuje mnie w sklepie, ZAWSZE znajdzie temat, żeby zagadać. - O! kupiłaś moje ulubione jogurty! - Ależ znalazłaś świetną promocję na te sery! - A do czego będziesz używać tej pietruszki? I to się dzieje na każdym kroku, każdy rodowity Amerykanin wysysa z mlekiem matki umiejętność zagadania i prowadzenia zgrabnej rozmowy na błahe tematy. Peszy mnie to do tego stopnia, że zmieniłam godziny chodzenia na siłownię, żeby nie wpadać już na pewnego pana, który zawsze chciał przez chwilę o czymś pogadać, co mnie niezmiennie wprawiało w zakłopotanie...


4. Służba zdrowia. Mamy w tym temacie naprawdę dużo do powiedzenia, bo w ostatnim roku mieliśmy wątpliwą przyjemność obskoczyć wielu lekarzy. Często była to droga przez mękę. Wiem, że niektórzy z Was myślą sobie teraz o fatalnej służbie zdrowia w Polsce. Zgoda. Na bezpłatne usługi czeka się w nieskończoność, ale zawsze można iść prywatnie do lekarza, który policzy sobie wprawdzie 120zł za wizytę, ale obsłuży was znakomicie. Otóż w Stanach nie ma opcji "bezpłatnie". Zawsze musisz wyłożyć coś od siebie, w naszym przypadku, a mamy świetne ubezpieczenie, płacimy $40 za każdą wizytę u specjalisty. 
Przykład? 
Po ponad 2 tygodniach bardzo wysokiej gorączki, z kaszlem takim, że płuca wypluć, dowlokłam się resztką sił do lekarza, który zalecił picie wody. Koniec zaleceń. True story! 
Jeszcze jeden przykład? 
Dentysta załatał mi ubytek w dolnej piątce. Jednak nie dopasował dobrze wypełnienia. Na mój komentarz, że jest mi niewygodnie, spiłował mi górny, zdrowy ząb, bo "tak będzie szybciej i łatwiej". 
Jeszcze jeden? 
Tomek miał tu przeprowadzoną operację kręgosłupa. Wycięto mu uwierający nerw fragment kręgu. Po godzinie od zakończenia operacji zaproszono mnie na salę pooperacyjną, gdzie pielęgniarka wkładała już Tomiemu buty na nogi. Mimo że nic nie kontaktował i ledwie trzymał się na nogach puściła go samego do łazienki (chociaż miał na ręce opaskę z napisem "ryzyko upadku"). następnie wpakowała mi go do samochodu, wręczyła receptę na leki przeciwbólowe i papa, radźcie sobie sami. Tomi tak był otumaniony narkozą, że nic nie pamięta z tego dnia, dla mnie to był jeden z najbardziej stresujących momentów w życiu. Byłam przerażona, że nie dam rady doprowadzić go po schodach do mieszkania, że upadnie, a ja go nie utrzymam... Horror. 
Jeszcze jeden przykład?
Najbardziej błahy i najbardziej krwawy. Skaleczyłam się lekko w palec u nogi i wdało mi się zakażenie. Nie mogłam sobie z nim poradzić domowymi sposobami, poszłam więc do lekarza. Ten stwierdził, że wytnie mi dużą część paznokcia. Przez 5 godzin nie mogłam zatamować krwawienia. Przez tydzień nie mogłam chodzić. Wyglądało to koszmarnie, bolało przeokropnie. Kosztowało - bagatela - $170. Nigdy wcześniej nie spotkałam takiego rzeźnika! Nigdy nie zafundowałam sobie tak kosztownego pedicure:( A zakażenie wyleczyłam kremem z antybiotykiem, przysłanym przez mamę z Polski...
Myślę, że w ubiegłym roku na wizyty u lekarzy wydaliśmy już jakieś $2000 i uważam, że były to pieniądze totalnie wyrzucone w błoto.
Dodam jeszcze, że każda wizyta u lekarza to jest jakaś kosmiczna papierologia. Moja bliska koleżanka rodziła w Stanach dziecko. Z opieki medycznej była dla odmiany bardzo zadowolona, ale wypełnianie różnych papierków zatruło jej całą pierwszą poporodową dobę, kiedy zamiast odpoczywać i cieszyć się dzieckiem, musiała godzinami podpisywać kwity od kolejnych lekarzy...

5. Każdy jest miły, ale nikt nie potrafi rozwiązać twojego problemu. Taka sytuacja. Kiedyś leciałam do Azji, mój samolot się spóźnił, nie zdążyłam na przesiadkę, powiedziano mi, że muszę czekać 10 godzin na następny samolot, ale z rozkładu jasno wynikało, że za 2 godziny jest inny lot, który by mi pasował. Leciałam rosyjskim Aerofłotem. Pani z obsługi lotów miała minę "bez kija nie podchodź", ale zaryzykowałam. 
- Nie ma miejsc - odburknęła na moje pytanie, czy jakoś nie dałoby się wcisnąć do samolotu 3 podróżników z Polski. 
- No ale ja przecież wiem, że wy, Rosjanie, zawsze znajdziecie jakiś sposób, żeby załatwić każdą niemożliwą sprawę... powiedziałam robiąc minę kota ze Shreka. Chwilę później siedzieliśmy już w samolocie do Bangkoku. 
No więc w Stanach sytuacja wygląda dokładnie odwrotnie. Każdy będzie dla Ciebie zabójczo miły, po czym odeśle do innej osoby, zasłoni przepisami, krótko mówiąc - odprawi z kwitkiem. Często sprzedawcy nie wywiązują się z umów. Np. kiedy zakładaliśmy internet obiecano nam dwie karty prezentowe na kilkadziesiąt dolarów. Tygodnie mijały, kart nie było. Kolejni konsultanci twierdzili, że taka oferta promocyjna w ogóle nie istniała. Tym razem my byliśmy górą, bo cała rozmowa odbywała się na czacie, mieliśmy czarno na białym potwierdzenie i karty w końcu dostaliśmy. Podobnych sytuacji mieliśmy kilka. Wrażenie niekompetencji nie jest tylko naszym odczuciem, żeby nie było, że jesteśmy jacyś pechowi. Takie same spostrzeżenia mają dwie zaprzyjaźnione pary z Polski. Każde call center, każdy urząd, droga przez mękę okraszona tysiącem uśmiechów...


source: juzzodiac.tumblr.com
6. Poprawność polityczna posunięta do granic absurdu. W biurze naszego osiedla pracują 3 tęgie murzynki, tfu, puszyste Afroamerykanki. I jedna biała, szczupła kobieta. Jedyna, z którą można cokolwiek ustalić sensownego. Kiedyś rozmawiam z naszą sąsiadką, o jakimś drobnym problemie w naszym mieszkaniu. Ona na to: słuchaj, to nie jest problem, idź do biura i pogadaj z... pauza... zapomniała, jak ta jedna, biała, chuda, ma na imię. No ale przecież nie powie do mnie "idź pogadaj z tą chudą" albo "porozmawiaj z tą białą" bo to oznaczałoby, że myśli o całej reszcie, że jest czarnoskóra (jest!) lub tęga (też jest!). Podpowiedziałam imię. Odetchnęła z ulgą. 
Jedna z tych puszystych jest bohaterką kolejnej anegdoty. Zauważyliśmy, że w naszym budynku zamieszkali ludzie z psem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w naszym budynku nie wolno mieć psów. Jeśli mogą inni to ja też chcę! Idziemy do biura zapytać, jak to możliwe, że ktoś z psem został jednak zakwaterowany. - Są pewne sytuacje, kiedy po okazaniu odpowiednich dokumentów, pies może być. - Ok, to jakie te dokumenty mają być? - Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, bo to naruszy prywatność mieszkańców. Ale ja nie pytam o konkretnych ludzi, pytam ogólnie! Nic z tego, tajemnica... 
Tomi ma dość cięty, ironiczny dowcip i każdego dnia zastanawiam się czy nie napyta sobie nim biedy, ale jak na razie wygląda na to, że jest odbierany jako powiew świeżości w dusznych oparach poprawności politycznej. 
Najbardziej absurdalnym przykładem poprawności politycznej, posuniętej do granic absurdu, było usunięcie z hallu Uniwersytetu w Irvine (na wniosek rady studentów) flagi USA, bo mogła ranić uczucia imigrantów...


7. Niska świadomość ekologiczna, marnotrawienie zasobów. Przykładów jest bez liku. Miały zniknąć jednorazowe torebki ze sklepów. Wciąż są. Ludzie biorą ich mnóstwo, prawie nikt nie ma swoich wielorazowych toreb, a i tak kupują worki na śmieci. Patrząc do śmietnika mam wrażenie, że jestem jedyną osobą na osiedlu, obok mojej polskiej koleżanki, która wykorzystuje jednorazowe torebki jako worki na śmieci i segreguje odpady. To prawda, jeździ u nas mnóstwo hybryd ale i tak wiele osób kupuje auta z olbrzymimi silnikami, istne potwory na benzynę. W knajpach wyrzuca się tony jedzenia. Porcje są olbrzymie, często ciężko jest zjeść wszystko. Zawsze można poprosić o opakowanie na wynos - często z tego korzystamy. Ale mnóstwo ludzi wywala po prostu jedzenie do kosza. Klimatyzacja chodzi u większości sąsiadów przez prawie cały rok. bo mało kto wpada na szalony pomysł, że w nocy wystarczy otworzyć okno, by wpuścić chłodne powietrze. Kiedyś w biurze naszego osiedla powiedziałam, że płacimy za prąd co miesiąc ok. $12. Wszyscy zrobili wielkie oczy, bo ponoć normą jest rachunek w okolicy stówki. 




8. Ok, teraz wyjdę na straszną, czepialską zołzę. Wkurza mnie ton głosu, sposób mówienia Kalifornijek. Te wszystkie ochy i achy, ta przerysowana modulacja, piszczenie, infantylizm, wplatanie "like", "sweet" i "I don't know" co drugi wyraz i - jak mawia Tomi - rzyganie tęczą. Masakra. Grupa zainfekowana - dziewczyny i kobiety w wieku 10-35. Żeby nie było, nie jestem sama. O irytującej manierze mówienia wspominała ostatnio Sylwia z bloga jaion.pl (pozdrawiamy:). Najgorsze, że zaczynam dostrzegać pierwsze objawy infekcji u siebie... 

9. Brak pralki w mieszkaniu. Na 20 miejsc, w których oglądaliśmy mieszkania do wynajęcia, może w 2-3 były przyłącza do pralek. W pozostałych communities, także w tej, w której ostatecznie zamieszkaliśmy, są zbiorcze pralnie dla mieszkańców. Pomijam już uciążliwość wychodzenia z domu z torbą brudów w jednej ręce i detergentami w drugiej. Pomijam koszt - jedno pranie, w najkrótszym cyklu (33 minuty!) to koszt $1,75, w opcji najbardziej wypasionej (całe 43 minuty!!!) $2,25. Chodzi o to, że jest to maksymalnie obrzydliwe... Jeśli jeszcze nigdy nie znaleźliście, pośród swoich wypranych rzeczy, czyichś stringów lub skarpetki - nie zrozumiecie mojej awersji. Z przyjemniejszych rzeczy, które zaplątały się w moje pranie była bransoletka, z dziwnych - cała papryczka chilli. Wyobraźcie sobie: wychodzicie czyściutcy spod prysznica, bierzecie świeżo uprany ręcznik, wycieracie się i przylepia się wam do ciała długi na pół metra, czarny, gruby, absolutnie nie wasz włos. Ohyda! 

I jeszcze mail jaki ostatnio został rozesłany naszym sąsiedzkim komunikatorem:

"Here is what happens when you leave the windows to the laundry room open: the homeless get in, start smoking, eating, and going through the dryers! Is it really that hard to bring your keys, people??? If you did your laundry room at the facility near building 2358 at or around 8 PM, your clothes smell like smoke now and some may have been stolen! Keep the windows closed, people!"


10. Na koniec pojadę po bandzie. Będę narzekać na pogodę. Na 300 słonecznych dni w roku. Wiem, że tym samym ryzykuję utratę waszej sympatii, szczególnie, że mamy styczeń, który już od dawna częściej jest szary niż biały. Zachwyciliście się kiedyś widokiem tęczy? Sprawiła wam radość letnia burza, która przyniosła ochłodę po kilku parnych dniach? Wsłuchiwaliście się w nocy w wycie wiatru za oknem rozkoszując się ciepłem własnego łóżka? Pamiętacie, jak cudnie skrzypi śnieg pod stopami, gdy wieczorem wracacie do domu? Piękna złota polska jesień? Eksplozja wiosny, po kilku szarych, ohydnych tygodniach? Niesamowity klimat, jaki tworzy gęsta mgła? Otóż my tego nie mamy i brakuje tego każdemu, kto przeprowadził się do Kalifornii z miejsca, gdzie występują pory roku. A teraz czekam, aż mi (niewdzięcznej) się od was oberwie;) Nie byłabym wszak Polką, gdybym od czasu do czasu sobie troszkę nie ponarzekała!





Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com