17.11.2015

World of Coca-Cola czyli "muzeum" coli w Atlancie

Co to takiego: świetnie nadaje się do czyszczenia muszli klozetowej, doskonale usuwa rdzę, potrafi rozpuścić zęby i zawiera 25 kostek cukru na litr? Jak również jego nazwa jest drugim najbardziej powszechnym słowem na świecie (po "ok"), świetnie komponuje się z whiskey, jest sprzedawane w ponad 200 krajach i pierwotnie było obmyślone jako lekarstwo? Zgadliście. To Coca-Cola. 




Kiedy mieszkaliśmy w Polsce, Tomek nałogowo pił colę. Na przymusowy odwyk przeszedł dopiero w Stanach, gdzie - tu ciekawostka - Cola smakuje nieco inaczej (wg Tomiego ZUPEŁNIE inaczej). Różnica w smaku jest spowodowana tym, że w US brązowa woda jest słodzona słodem kukurydzianym (wszechobecny w pożywieniu high fructose corn syrup, straszny syf), a w Polsce "zwykłym" buraczanym cukrem. Jeśli wziąć pod uwagę, że 1/10 objętości napoju stanowi cukier, nic dziwnego, że różnica w jego pochodzeniu wpływa tak znacząco na smak. Dodam jeszcze, że w Meksyku colę słodzi się cukrem trzcinowym, a obecnie w Stanach możemy tez kupić colę z zieloną etykietą, która słodzona jest zdrową stevią.



W niektórych miejscach w Stanach, w okresie żydowskiej Paschy, sprzedaje się koszerna colę (!), słodzoną właśnie cukrem (słód kukurydziany, jak wszystko co zrobione z kukurydzy, nie jest traktowany podczas Paschy jako jedzenie koszerne). Taka cola ma żółty korek. Może to wynika z tego, że wychowałam się na łódzkich Bałutach, ale mnie butelki z żółtym korkiem kojarzą się jednoznacznie;) Ale wracając do meritum. Coca-Cola Tomkowi w Stanach nie smakuje (i dobrze). W lodówce przechowuje na specjalną okazję (zdanie ostatniego egzaminu na CPA) jedną małą butelkę, którą moi rodzice przywieźli mu z Polski:))) I do dziś wspomina, jak w czasach gdy byliśmy bardzo mali i w sklepach był tylko ocet, jego ciocia ze Szwecji przywiozła mu colę, którą wypijał codziennie po jednym łyczku. Z uwagi na ten jego wielki sentyment, postanowiliśmy wybrać się do Atlanty, do miejsca, skąd cola rozpoczęła swój triumfalny podbój świata i gdzie przechowywana jest sekretna receptura kultowego napoju. I tak dotarliśmy do "muzeum" Coca-Coli. Będę z Wami szczera. To były najgorzej wydane pieniądze podczas naszych amerykańskich wojaży. World of Coca-Cola jest mega przereklamowana atrakcją. Te $16, które wydaliśmy na bilet, lepiej poświęcić na smaczny obiad (ze zdrową i darmową wodą do popicia, bo woda w knajpach w USA jest zawsze za darmo). 


Ale skoro już wywaliliśmy w błoto to 60 zeta za osobę, to chociaż opowiemy Wam jak było. Generalnie w obiekcie zgromadzono reklamy coli z całego świata. Bannery, plakaty, lodówki, talerzyki, kalendarze... wszystko, na czym nadrukowano słynne logo, w każdym możliwym alfabecie. Nie zabrakło również polskich akcentów, na które jak zwykle polowaliśmy. 



Był też wielki, naprawdę fajny biały miś, jak żywy, z reklam Coca-Coli, z którym dzieciaki mogły sobie robić zdjęcia. Jakbyśmy mieli takiego na Krupówkach! Tutaj nastąpi porównanie (foto zakopiańskiego misia ze strony wiadomości.onet.pl)




















Wiadomo, oprócz polarnego misia z Colą kojarzą się jeszcze świąteczne reklamy. Boże Narodzenie bez oświetlonych ciężarówek wiozących brązową wodę? No way! Jest też śliczny reklamowy Mikołaj. Ale mało kto wie, że historia kokakolowego Mikołaja sięga 1931 roku! Wtedy to powstał wizerunek uroczego, puszystego staruszka, który wpłynął na to, jak dziś każdy z nas wyobraża sobie Świętego.


Poza misiem i reklamami był jeszcze sejf, zawierający tę najcenniejszą na świecie recepturę. Myśleliśmy, że ten sejf to taka ściema, ale okazuje się, że faktycznie w 2011 roku został on specjalnie wybudowany w celu umieszczenia w nim listy składników, która do tego momenty była przechowywana w jednym z banków w Atlancie. Recepturę opracował w 1886 roku miejscowy farmaceuta, John Pemberton. Od tego czasu tysiące firm próbują ją podrobić. Najsławniejszym colo-podobnym produktem jest oczywiście Pepsi. I tu taka ciekawostka. 3 osoby próbowały sprzedać recepturę coli firmie Pepsi, jednak ta zachowała się fair i zgłosiła sprawę policji i FBI. Afera ta wydarzyła się nie tak dawno, bo w 2006 roku. Podobno w składzie coli nie ma orzeszków koli. Podobno są za to liście koki. Niewielkie ilości kokainy można było znaleźć w napoju do roku 1903. Później ten sam efekt pobudzenia otrzymywano przez dodanie kofeiny. I znów podobno ekstrakt z liści koki wciąż jest jednym ze składników receptury, podobno liście sprowadzane są do Stanów na mocy porozumienia z rządem, trafiają jednak najpierw do jednej z firm, która oczyszcza je z narkotyku i dopiero w tej formie przesyła go do fabryk. 


Kolejnym elementem zwiedzania była sala kinowa, na której zaprezentowano nam filmik reklamowy coli, zapewniam was, jeden z najbardziej creepy spotów jakie widziałam w życiu. Występowały w nim takie na przykład stworki (patrz foto poniżej). Nie wiem jak wy, ale ja zupełnie nie rozumiem pomysłu reklamowania napoju przy pomocy pudlo-podobnych tworów, wyposażonych w gigantyczne wary i z założoną na "szyję" pieszczochą?


Na koniec była najfajniejsza (jedyna fajna) atrakcja. Duża sala, z automatami z napojami, podzielona na kontynenty. Mało kto wie, że poza flagowymi Colą, Fantą i Spritem, firma produkuje jeszcze setki innych smaków, z których większość dostępna jest tylko w określonych krajach. I fajnie było popróbować sobie egzotycznych smaków (niektóre wynalazki smakowały jak syrop na kaszel). 



Pić można było do woli i za darmo, podobnie darmowa była pamiątkowa butelka coli, rozlanej w miejscu, gdzie cała historia się zaczęła (obecnie jest to najmniejsza rozlewnia tego napoju na świecie).



Podsumowując. Atrakcja tylko dla zadeklarowanych coloholików. Cała reszta - stay away!!! 

Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com