![]() |
Laleczki zgromadzone w Muzeum Voodoo |
Luizjańskie voodoo wywodzi się z wierzeń afrykańskich i haitańskich. Do Nowego Orleanu dotarło w XVIII wieku, za sprawą niewolników ściąganych z zachodniej Afryki (dzisiejszy Benin) oraz uciekinierów z Haiti. Utworzyli oni zwartą kulturowo, francuskojęzyczną społeczność, która następnie przeszła na katolicyzm, łącząc płynnie religię chrześcijańską z rytuałami swoich przodków.
Elementami wyróżniającym nowoorleańskie voodoo są słynne laleczki, uwielbienie do talizmanów i obecność charyzmatycznych kapłanek, zwanych królowymi voodoo, z których najsławniejszą była niewątpliwie Marie Laveau.
Turystyczna część Nowego Orleanu jest wprost nafaszerowana sklepikami sprzedającymi "magiczne" laleczki voodoo, gris-gris (talizmany i magiczne proszki) i inne zestawy do domowego hokus-pokus. Sama nie oparłam się pokusie i zakupiłam słodką, włóczkową laleczkę (zapewne wykonaną w Chinach;), która teraz dumnie stoi na straży naszego szczęścia, obok mini-totemu z Alaski oraz indiańskiego bożka kokopelli, nabytego od Indian Pueblo, w Arizonie. Na zdjęciu obok, wystawa jednego z takich czarodziejskich, nowoorleańskich sklepików.
Kapłanki voodoo (mambo) posiadały olbrzymią wiedzę z zakresu ziołolecznictwa. Trujące bądź lecznicze właściwości roślin, były podstawą magicznych rytuałów. Wykorzystywano również poświęcone świece, kadzidła, hostie, krzyże oraz oczywiście, uruchamiające wyobraźnię paznokcie, włosy, kości czy ofiary ze zwierząt (najczęściej pecha miały kurczaki...).

Voodoo niesłusznie (głównie za sprawą popkultury) zwykliśmy utożsamiać z czarną magią, obrzędami, podczas których wbija się szpilki w laleczki, symbolizujące znienawidzoną osobę. Zabieg ten miał sprowadzić na nieszczęśnika śmierć, w najlepszym wypadku cierpienie fizyczne. W rzeczywistości laleczki najczęściej oznaczały osobę, o której zdrowie lub szczęście się modlono, a szpilki służyły do przypinania do tych kukiełek np. karteczki z imieniem lub pukla włosów. Choć oczywiście stosowano również zabiegi wkraczające w sferę czarnej magii.



Obie Marie, najsławniejsza mambo i jej córka, spoczęły we wspólnej krypcie , należącej do rodziny Glapion, partnera (lub, jeśli wolicie, konkubenta) tej pierwszej, na najstarszym, nowoorleańskim cmentarzu, Saint Louis I (poprzednie zdjęcie). To, co z początku momencie możecie uznać za śmietnik, to w rzeczywistości tokeny, różne małe podarunki, amulety, pamiątki, które ludzie przynoszą królowej voodoo wierząc, że spełni ich prośby.

Zapewne, ilu przewodników oprowadzających po cmentarzu St Louis I, tyle metod na skuteczne wypowiedzenie życzenia, przy grobie Marie Laveau. Niektórzy twierdzą, że trzeba zapukać w kryptę 3 razy, 3 razy okręcić się wokół siebie, wypowiedzieć życzenie i znów zastukać w kamień. Dawniej dodawano jeszcze, że na grobie należy wyryć, jako swój podpis, XXX (ponoć zwyczaj wziął się z czasów, gdy wielu było niepiśmiennych, lub tez nie chciało ujawniać swej tożsamości) i gdy życzenie się spełni, przyjść ponownie i przekreślić krzyżyki. Pamiętajcie jednak, że obecnie traktuje się tę praktykę jako zwykły akt wandalizmu.

Z myślą o tych z Was, które cierpią z powodu nieodwzajemnionej miłości, postanowiłam zamieścić zaklęcie Marie Laveau, które powinno pomóc (powyżej;). Teraz pozostaje wam tylko zwędzić ukochanemu rękawiczkę (być może będziecie musiały poczekać do zimy) i nabyć nieco stalowych opiłków i voila! Miłość po grób zapewniona!
Na zakończenie opowieści, jeszcze pokażę Wam najbardziej nieoczekiwany eksponat, wypatrzony przez nas w Muzeum Voodoo. Tak, na obrazku widnieje nie kto inny, tylko Matka Boska Częstochowska. Mamy więc i akcent polski, w tym egzotycznym tyglu wierzeń...