2.06.2015

Fakty i mity na temat życia w Południowej Kalifornii

Marzy Ci się przeprowadzka do Kalifornii i zastanawiasz się, na ile obraz pokazywany w filmach i serialach jest zgodny z prawdą? Czy twój charakter będzie pasował jak ulał do tutejszej rzeczywistości, a może twoje upodobania zupełnie z nią nie współgrają? Pośpiech, czy chill out? Słońce, czy deszcz? Slow food, czy fast food? Hybrydy, czy muscle cars? Wschód, czy zachód? Dla nas odpowiedź jest jasna: best coast is west coast! 

1. W Kalifornii możesz nie mieć mieszkania, ale musisz mieć samochód. Prawda. Do tego stopnia, że czasem spotykamy ludzi mieszkających w swoich autach. Bez własnego środka transportu nie jesteś w stanie zrobić praktycznie nic. Odległości w Kalifornii są olbrzymie, a komunikacja publiczna jest jak UFO. Ktoś podobno widział, ale nikt nie miał bezpośredniej styczności;) No dobra, z tym ostatnim trochę przesadziłam. Sami korzystaliśmy z autobusu raz (jadąc odebrać z myjni samochód:) Wyjątek: San Francisco. Miasto jest całkiem nieźle skomunikowane autobusami i tramwajami.



2. Mamy najgorszy uliczny traffic w całych Stanach. Prawda. Statystyki nie kłamią.  Bezpośrednio nawiązując do punktu 1. Skoro bez auta nie ma życia, każdy ma samochód. Albo dwa. Albo trzy. Bo oprócz kompaktowego auta, na dojazdy do pracy, trzeba jeszcze mieć pick upa, którym zabierzemy rodzinę na camping. A jeśli jesteśmy zamożni (a w Orange County, gdzie mieszkamy, jest duuuużo zamożnych osób) powinniśmy mieć też sportowy kabriolet lub jakiegoś zabytkowego low ridera, którym możemy pochwalić się, jadąc w weekend na plażę. Wszystko pięknie, ale te pojazdy muszą się gdzieś podziać. Powoduje to przeolbrzymie korki, szczególnie w okolicy zjazdów/wjazdów na autostrady, w godzinach szczytu, lub przy wjeździe do miasta. W weekendy natomiast można spędzić nawet pół godziny na parkingach centrów handlowych, w okolicach plaż lub popularnych turystycznie miejsc, walcząc bezskutecznie o miejsce (tam, gdzie jest wiele wolnych miejsc, opłaty za postój mogą sięgać nawet $20).

Typowe popołudnie w LA
3, Po ulicach jeżdżą wyłącznie Toyoty Prius, inne hybrydy i elektryki. Naciągane, ale jednak prawda. Z pewnymi wyjątkami (patrz punkt 2) południową Kalifornię zdominowały samochody hybrydowe. Jest kilka powodów, dla których tak się stało. Primo: Kalifornijczycy mają dużą świadomość ekologiczną, a bycie eco jest na topie. Po drugie, jak już wspominałam, odległości są tu ogromne i jeżdżąc hybrydą bardzo dużo się oszczędza na paliwie. Last but not least - poruszanie się autem o niskiej emisji spalin uprawnia nas do korzystania z carpoola, czyli takiego uprzywilejowanego pasa jazdy, z reguły znacznie mniej zatłoczonego niż pozostałe nitki (patrz punkt 2). 


4. Skoro już jesteśmy przy temacie ekologii. W Kalifornii wszystko musi być eco. Eco to słowo fetysz. Podobnie jak  "organic", "gluten free", "raw" oraz "vegan". Przykłada się tu dużą wagę do tego jak i ile się je. Jajka mają być "cage free", najlepiej od kurek "vegetarian feed". Mleko i jego przetwory od krówek niekarmionych hormonem wzrostu. Kalifornijczycy mają tez prawdziwą korbę na punkcie wlewania w siebie odpowiedniej ilości płynów, co nie dziwi, jeśli weźmie się pod uwagę panujące tu przez większą część roku temperatury. Warzywne smoothies, jogurty pitne, napoje nafaszerowane minerałami i przede wszystkim woda, woda i jeszcze raz woda! Ostatnio Tomi umówił się z jedną dziewczyną na wypróbowanie w jej domu wzmacniacza. Ja zostałam w samochodzie. Po kwadransie z domu wyszedł jej syn, przynosząc mi butelkę wody, chociaż wcale nie było bardzo gorąco. Stay hydrated to najczęściej słyszana przeze mnie rada w SoCal.


5. Pozostając w temacie jedzenia i ekologii. Kalifornia oszalała na punkcie kale (jarmużu), awokado, nasion chia, quinoa (taka kaszka) i jagód goji. Kiedy Kalifornijczycy zafiksują się na punkcie jakiegoś jedzenia, to nie ma zmiłuj! Awokado (i robione z niego guacomole - nasz przepis znajdziesz tutaj, klik!) spożywa się tu w każdej możliwej postaci, ale nic nie przebije jarmużu, który jest już dostępny nawet jako chipsy! Tomi przewiduje, że czas kale się już kończy i niedługo zacznie być passe, bo podobno mają go wprowadzić w ... McDonald's!


6. Ale żeby oddać sprawiedliwość, nie wszystko i nie zawsze jest takie zdrowe. Najpopularniejszą kuchnią jest kuchnia meksykańska. Właśnie tak. Nie hamburgery tylko tacosy, nie pizza, tylko tortilla i nie chipsy tylko nachosy. Aha. No i nie katchup tylko salsa i guacomole. Ja osobiście nie przepadam za kuchnią meksykańską. Nie podchodzi mi rozgotowana czarna fasola, dusi mnie zapach kukurydzianych placków i wykręca mnie od kolendry. Ale Tomi mógłby jeść burrito co drugi dzień.

source: www.weightwatchers.com
7. Dalej w tematyce kulinarnej. Większość Kalifornijczyków bardzo często jada poza domem. Jedzenie domowe prawie w ogóle nie isnieje, chyba że uznamy za takie pancakes na śniadanie i dania z mikrofali na kolację. Mniej zamożni stołują się w najtańszych fast foodach typu McDonald's czy Taco Bell. Żeby dobrze jeść nie trzeba jednak wydawać fortuny (wręcz przeciwnie). W Kalifornii najlepsze jedzenie podają bowiem z food trucków i old schoolowych dinnerów, ale najbardziej kultową knajpą jest In-N-Out, Serwują tu dosłownie kilka podstawowych rodzajów hamburgerów i frytki. Mimo to, ten fast food powszechnie uważany jest za kultowy. Nie pytajcie nas czy godny jest swojej sławy. Jako wegetarianie nie mamy czego tam szukać:( In-N-Out jest sławny w całej Ameryce, ale jego lokale znajdują się tylko w Kalifornii (ostatnio uczyniono wyjątek od tej reguły i otworzono knajpkę w Oregonie. Oregon jest super, więc niech będzie i tak;).

Nawet super zgrabna miss Taylor Swift nie dała rady oprzeć się burgerom z In-N-Out
9. Wiadomo, że tanie wina są dobre, bo są tanie i dobre. I to powiedzenie, jakże prawdziwe w studenckich czasach, pasuje jak ulał do tutejszych trunków. Kalifornijskie wina są najlepsze, bo są i tanie i trzymają jakość. Wycieczki połączone z testowaniem wina należą tu do czołowych rozrywek. Do najsławniejszych regionów uprawy winorośli należą Napa i Sonoma Valley. Swoje winnice mają w Kalifornii Francis Ford Copolla, Mike Fleetwood i Fergie. My, w naszym ulubionym sklepie spożywczym - Trader's Joe -  kupujemy przyzwoitego Merlot za $2,99, a w dużych sieciowych marketach zawsze znajdę moje ulubione Pinot Noir lub Pinot Gris za około $5. Jeśli będziecie w Kalifornii, późną jesienią  w San Francisco, koniecznie wyskoczcie do Napa. Sami zobaczcie jak tam pięknie (klik!).


Winnice w Napa Valley
10. Po kilku kalifornijskich faktach czas na mit. W Kalifornii nie ma pór roku. Albo inaczej. Są dwie pory roku. Dzień i noc. Albo to: w Kalifornii nigdy nie pada śnieg. Wszystkie powyższe są prawdziwe, ale tylko na południowym wybrzeżu stanu. U nas, w Orange County, właśnie tak to wygląda. Nie ma pór roku. Jest ciepło albo bardzo ciepło. Koniec. Ale pamiętacie, że dużą część stanu zajmują góry Sierra Nevada, czyli Góry Śnieżne. Ta nazwa ma swoje uzasadnienie. Pamiętam jak w lipcu, w Yosemite National Park, ledwo znaleźliśmy wolny od śniegu kawałek ziemi, by rozbić namiot! Wracając z Doliny Śmierci utknęliśmy w śnieżycy na autostradzie. Kalifornia to bardzo duży stan, rozciągnięty z północy na zachód, ograniczony z jednej strony górami, a z drugiej obmywany zimnym prądem oceanicznym, co przekłada się na duże zróżnicowanie klimatyczne. Zimą, ze słonecznej plaży, możemy w 2 godziny dojechać na stoki narciarskie regionu Big Bear Mountain. 


11. Wystarczy tydzień, żeby zobaczyć najciekawsze miejsca w Kalifornii. Mit. Patrz punkt poprzedni. Kalifornia jest większa od Polski. Czy najciekawsze miejsca w Polsce da się zobaczyć w tydzień? W tydzień to na upartego można przez te wszystkie miejsca przejechać. Ale jeśli już planujesz przejechać ten najpiękniejszy ze wszystkich stanów w 7 dni, przygotuj się, że duuużo czasu spędzisz za kółkiem. Nawet specjalnie dla was pokusiłam się o obliczenie trasy pomiędzy absolutnymi must see (LA, SF, parki narodowe Yosemite, Sequoia, Doliny Śmierci i Joshua Tree). Wyszło mi 2400km...


USA na tle Europy. Żródło: reddit.com
12. Musisz keep smiling. Prawda. I wg mnie to jest bardzo dobra zasada, którą należałoby obligatoryjnie wprowadzić w Polsce. Uśmiech zastępuje 1000 miłych słów, łagodzi napięcia, sprawia, że dzień jest lepszy. Nic mnie tak nie wkurza, jak Polacy, wmawiający mi, że Amerykanie są nieszczerzy i obłudni, bo się ciągle uśmiechają, a to tak naprawdę nic nie znaczy. A czy to, że Polacy narzekają 24/7 świadczy o tym, że wszystkim w Polsce jest tak bardzo źle i ciężko? Nie! narzekamy, bo mamy to we krwi jest to dla nas tak naturalne jak oddychanie (tak samo naturalny jest uśmiech dla Kalifornijczyka). Co słychać? - pyta znajomy. Aaaa... stara bieda. - odpowiadamy. W Stanach, na takie pytanie, które słyszymy 50 razy na dzień od wszystkich, od sprzedawcy, kolegi w pracy i obcej osoby mijanej na chodniku, odpowiadamy, że jest "good" uśmiechamy się i faktycznie jakoś od razy robi się lepiej.


source: weknowmemes.com
13. Nobody walks in LA. I prawda i fałsz. Zacznijmy od początku. W Polsce w wiele miejsc mogłam dojść na piechotę. Do warzywniaka, po bułeczki, na pocztę czy do poradni. Kiedy pierwszy raz zamieszkaliśmy w Orange County okazało się, że wszędzie jest na tyle daleko, że nie da rady iść tam na piechotę. Tym bardziej, że często trasę do celu przecinała nitka autostrady. Spacerów "bez celu" faktycznie nikt tu nie uprawia. Ale MNÓSTWO ludzi biega, uprawia hiking (mamy tu wiele świetnych tras biegnących brzegiem oceanu lub po otaczających miasta wzgórzach), jeździ na rowerze. Nie jest więc tak, że ulice są puste. Chociaż muszę przyznać, że centrum Los Angeles poza godzinami pracy wygląda na opuszczone, ale kto by chodził po centrum zanieczyszczonego miasta, kiedy tuż obok jest tyle świetnych tras spacerowych, choćby w Griffith Park.

14. Ludzie chodzą w piżamach do sklepu. Trochę mit. To znaczy widywałam w sklepach osoby w piżamach, ale bardzo, bardzo rzadko. Znacznie częściej takie, które wyprowadzały akurat psy lub wynosiły śmieci. Sama muszę przyznać, że wprawdzie nie wychodzę z domu w piżamie, ale w takim stroju/fryzurze, w jakiej w Polsce nie odważyłabym się pokazać publicznie. Wynika to z tego, że Kalifornijczycy są znacznie mniej osądzający niż Polacy, granica obciachu jest tu znacznie, znacznie wyżej. Brzydko mówiąc, nikt tu bez powodu nie spina tyłka. Kultywowany indywidualizm pozwala ludziom na znacznie większą swobodę. Jeśli miałabym określić jak tubylcy najczęściej się ubierają, to wskazałabym na strój sportowy. Dresy, joga pants, adidasy, tenisówki, japonki królują na ulicach przez cały rok. I w odróżnieniu od polskich "dresiarzy", tutejsi naprawdę uprawiają sport;)



15. Życie jest tanie. Największy mit. W Polsce panuje powszechne przekonanie, że w Stanach zarabia się górę pieniędzy, a żyje za grosze. Każdy, kto pomieszkał tu choć przez trochę powie Wam, że tak nie jest. Prawda, żyje się łatwiej i przyjemniej, część rzeczy jest tańsza, np. markowa odzież. Jedzenie jest w podobnej cenie jak w Polsce. Ale największym waszym kosztem, po przeprowadzce do Stanów stanie się wynajem mieszkania. Zakładam, że jeśli przeprowadzacie się do USA, to waszym celem są duże miasta, jak LA, SF czy NYC, a nie urocze obszary wiejskie, powiedzmy Południowej Dakoty. A w dużych miastach czynsz pochłonie dużą część waszych zarobków (jeśli będą się one kształtowały na umiarkowanym poziomie). Przy najniższych zarobkach możecie zapomnieć o samodzielnym mieszkaniu. Będziecie musieli poszukać współlokatora.



16. Życie jest drogie. Trochę tak, a trochę nie. Na pewno w Kalifornii życie jest droższe niż w innych regionach kraju (poza Nowym Jorkiem, gdzie też jest drogo). Ale jak mówią tutejsi mieszkańcy, płacisz za life style. Za ponad 300 słonecznych dni w roku. Za bliskość gór i oceanu. Za cudowną roślinność. Za fantastycznych, uśmiechniętych i serdecznych ludzi. Za nieskończenie wiele możliwości spędzania wolnego czasu. Surfing i narty w ciągu jednego weekendu? Najlepsze restauracje wszystkich kuchni świata? Koncerty największych gwiazd, rozbudowany system pięknych dróg rowerowych i szlaków pieszych, premiery filmowe z udziałem aktorów, liczne outlety największych marek świata... Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać. Tak, w opłacie za najem mieszkania płacisz za ten styl życia. Za co my płacimy w horrendalnym czynszu ($1500)? Za ogrodzone osiedle, za 3 baseny, za jacuzzi, za saunę, za siłownię, za salę kinową, i przede wszystkim za piękne, jasne, wysokie, przestronne mieszkanie.



17. Palenie marihuany jest legalne. I tak i nie. Możliwe jest legalne kupowanie i zażywanie jeśli posiadamy odpowiednie zaświadczenie lekarskie. W praktyce wygląda to tak, że wszędzie czuć zioło. W weekendy mamy zapewnione darmowe inhalacje z dworu od naszych sąsiadów z obu stron:) Jakie schorzenia są wskazaniem do zakupu legalnej marihuany? Na przykład rak, alzheimer, epilepsja i HIV. Ale także migreny, bezsenność czy chroniczny ból.


source: wikipedia.org
18. Kalifornijczycy nie lubią się z Nowojorczykami. Troszkę prawda... Te animozje wynikają z zupełnie odmiennego stylu życia i innych norm zachowań. Mieszkańcy NYC myślą o nas, że jesteśmy fałszywi i obłudni, bo ciągle się uśmiechamy, mówimy sobie hello na ulicy, pytamy wszystkich jak się miewają. My uważamy, że Nowojorczycy są niesympatyczni, bo tego nie robią. I bo ciągle trąbią na siebie podczas jazdy. Muszą więc być też bardzo znerwicowani. Nowy Jork myśli, że Kalifornia nie ma poczucia humoru i jest głupiutka, bo nie łapie ironicznych żarcików. A wszak ironia cechuje ludzi inteligentnych. U nas panuje przekonanie, że ironiczne komentarze mogą ranić, a zawoalowane szyderstwo bardziej cechuje frustratów. Mamy inne zainteresowania, inaczej spędzamy czas wolny, bawią nas inne rzeczy. A wiadomo, każdy uważa swoją receptę na życie za tą jedyną właściwą.


source: blog.freepeople.com
19. W Kalifornii głównym językiem jest angielski. Prawda ale prawdopodobnie zmieni się to w ciągu najbliższej dekady. Już teraz Latynosi przeważają liczebnie nad białymi w Los Angeles. Dla 30% osób pierwszym językiem jest hiszpański. Przyjmuje się, że Los Angeles jest drugim największym meksykańskim miastem (podobnie jak Chicago jest drugim największym polskim:) Angielski i hiszpański swobodnie się mieszają w południowej Kalifornii tworząc mix zwany "spanglish".



20. Jesteśmy przewrażliwieni na punkcie marnowania wody (ale nie powstrzymuje nas to przed utrzymywaniem wielkich pól golfowych...). W Kalifornii od 4 lat panuje największa w dziejach susza. Kolejne hrabstwa wprowadzają obostrzenia dotyczące podlewania trawników czy mycia samochodów. Uliczne billboardy nawołują do oszczędzania wody, wprowadzono nawet infolinie, na które można zadzwonić i zgłosić przypadki marnotrawienia wody. Tak, sytuacja jest bardzo napięta. Jeśli więc przyjedziesz do Kalifornii, naucz się brać szybki prysznic i zakręcaj wodę podczas mycia zębów.


Source: www.bakersfieldnow.com
I co o tym wszystkim myślisz? Pasujesz do nas? 

Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com