3.08.2013

Bliskie spotkanie z Devil's Tower

Z parku Grand Teton, któremu poświęcony był ostatni post, wróciliśmy się drogą na północ do Yellowstone, a  stamtąd do miasteczka Cody. Krajobraz kolejny raz zmienia się diametralnie. Poranny przymrozek ustępuje upalnemu południu. Skończyły się lasy i potoki. Jedziemy teraz przez półpustynne rozległe równiny, zamknięte na horyzoncie ośnieżonym pasmem Gór Bighorn.
Jak na mój gust - robi się coraz przyjemniej. Wysokość nad poziomem morza rośnie, zaludnienie maleje:) Zauważamy też istotną zmianę w dominującej stylówie lokalsów. Flanele i czapki z daszkiem zostały wyparte przez skórzane marynary i kowbojskie kapelusze. Trasa z Cody do Devils Tower (nr 14) bardzo ładna. Zakosami przez Bighorn Mountains. Choć wydawało się to niemożliwe, to po drugiej stronie gór krajobraz staje się jeszcze mniej urozmaicony. Delikatne wzgórza pokryte spaloną słońcem trawą. Przez 150 mil jedziemy tęsknie wypatrując kibelka lub choćby jakiegoś krzaczka. Nic z tego. Jedyne ciekawostka to zmiana koloru nawierzchni drogi. Teraz jest czerwona, niczym korty tenisowe.
Nie ukrywam, że im bliżej byliśmy Devils Tower, tym bardziej liczyłam na taki widok. Niestety, podobnie jak na Extraterrestrial Highway, o której pisaliśmy tutaj, tym razem UFO znów dało nam kosza i nie zjawiło się na umówione spotkanie... Przed nami jeszcze Roswell i Marfa...
Z daleka Wieża wygląda mniej imponująco, niż to sobie wyobrażałam, ale za to z bliska - majstersztyk Matki Natury. Niech się schowają bazaltowe kolumny Islandii, w tym miejscu jest MOC!
Nie my jedni ulegliśmy urokowi potężnej skały (niemal 400 metrów wysokości licząc od podstawy! i tak, można się na nią wspinać, po wcześniejszym zarejestrowaniu się u Rangera). O tym jak jest piękna i niezwykła najdobitniej świadczy fakt, że w kraju tak bogatym w cuda przyrody, to właśnie Devil's Tower została pierwszym Narodowym Pomnikiem Natury (w 1906r.).


Na camping KOA (20$ za noc) przybyliśmy pod wieczór. Przywitał nas taki oto napis nad wejściem do rejestracji. Now it's official. Jesteśmy na kowbojskich ziemiach:)

Są dwie wersje powstania Wieży. Naukowa i ta prawdziwa. Naukowa mówi o tym, że - bagatela - 50 milionów lat temu, magma wdarła się intruzją pomiędzy skały osadowe, tworząc słup na głębokości 2,5 km poniżej powierzchni ziemi. Przez miliony lat skały osadowe, jako mniej odporne na erozję, były stopniowo wypłukiwane/wywiewane/wykruszane, aż do dziś, stopniowo odsłaniając twardy, wulkaniczny trzon.


Prawdziwa wersja, zgodnie z wierzeniami Siouxów (a kto może wiedzieć lepiej niż pierwotni mieszkańcy), mówi o siedmiu dziewczynkach, które uciekając przed niedźwiedziem wdrapały się na niewielką skałę. Usilnie błagały o pomoc, bo niedźwiedź próbował się do nich dostać, ryjąc skałę swoimi pazurami, ale im wyżej sięgał, tym góra bardziej rosła. Aż dziewczynki sięgnęły nieba i przemieniły się w gwiazdozbiór Plejad. 

Kiedy po zmroku okrążaliśmy Wieżę, ścieżką biegnącą u jej podnóża, wsłuchując się w dźwięki nadchodzącej nocy, próbując dojść źródła tajemniczych szelestów w krzakach, uchylając się przed skrzydłami nietoperzy. Tłumacząc sobie, że przelatujące małe światełka, to na pewno świetliki. Otuleni ciepłem, które po upalnym dniu oddawała nagrzana skała i widząc nad sobą gwiazdy - prawie na wyciągnięcie ręki -  czuliśmy się jak w kawałku Comy: 

"biała droga brukowana wprost do boga
mogłem mówić z nim o wszystkim o czym chciałem (...)
i już byłem niemal bliski zrozumienia
zrozumienia tajemnicy wszechstworzenia"

To się nazywa dobry widok z okna o poranku! W nocy temperatura spadła poniżej zera, na tropiku osadził się szron, ale już w kilka chwil po wzejściu słońca, znów zrobiło się bardzo, bardzo gorąco. Czas się zbierać, kolejny stan na horyzoncie, jedziemy do Południowej Dakoty.




Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com