18.06.2013

Służba zdrowia w USA

 13 maja, na stronach Gazety Wyborczej, ukazał się tekst pana Mariusza Zawadzkiego "Bandziory w białych kitlach". Często pytacie nas o to, jak działa opieka medyczna w Stanach, o ubezpieczenia, jakość usług, plany medyczne... Niewątpliwie serial Breaking bad podgrzał także emocje w tym temacie. Generalnie unikam komentowania wypowiedzi innych autorów, tym razem jednak, z uwagi na Wasze zainteresowanie tym tematem, pomyślałam że nie mogę Wam jedynie polecić lektury, nie zaznaczając tu własnego stanowiska.  Uważam, że nie wgryzając się w tekst łatwo o pochopne, nieprawdziwe w dodatku wnioski. Także wszystkim zainteresowanym tematem białych kitli polecam najpierw lekturę wspomnianego artykułu a następnie powrót do nas, by przeczytać mój krótki komentarz w tej sprawie.

 Ze służby zdrowia korzystaliśmy w "bogatej Kalifornii" czterokrotnie. Za każdym razem byliśmy u innego lekarza (2 razy u dentysty, profilaktycznie i na zdjęciu kamienia; koszt = 0$, raz z przeziębieniem u internisty; koszt (udział własny) = 20$, raz, przy nagłej alergii, korzystaliśmy z nagłej pomocy medycznej, czyli pojechaliśmy do lekarza, bez wcześniejszego umawiania się na wizytę; koszt (udział własny) = 40$. (z "grubszych spraw" nasza koleżanka rodziła w NYC córeczkę, rachunek 13k$ z czego ona pokrywała 140$). Ani razu nie byliśmy w pełni zadowoleni z jakości usług, ale wiadomo, w Polsce mamy sprawdzonych od lat lekarzy (głównie prywatnych) więc jesteśmy przyzwyczajeni do bardziej indywidualnego podejścia do pacjenta (szczególnie gdy za to płacimy). 

 Nie jest więc tak, że jestem hiper entuzjastką lekarzy ze Stanów. Pan Mariusz Zawadzki w swoim tekście także nie zagłębiał się w jakość świadczonych usług, poruszył głównie temat kosztów zabiegów oraz ubezpieczeń. Przytacza tu przykład pewnej bezrobotnej, która stwierdziła, że nie może sobie pozwolić na wykupienie ubezpieczenia. Miała 64 lata więc nie łapała się jeszcze na leczenie finansowane przez państwo. Kiedy źle się poczuła, wezwała karetkę. Ta "przyjemność" kosztowała ją 21k$. Po wysupłaniu 100$ na negocjatorkę długu, obniżono tę należność niemal o połowę. Wszystko to niezmiernie oburza pana Mariusza.

 A mnie nie tyle oburza, co dziwi, jego stanowisko. Za kwotę 300$ (tak, wiem, to mnóstwo kasy) miesięcznie (dla osoby w wieku 63 lat, dla nas, 30 latków ten sam plan kosztuje 100$) można już mieć ubezpieczenie w Stanach (sprawdzaliśmy na stronie Kaisera). Będzie miało wersję okrojona, czyli np będzie zakładało większy wkład własny, albo będzie obowiązywało tylko tylko w jednej sieci klinik, ale zapewni nam spokojny sen i brak takich przykrych niespodzianek jak rachunek na 21k$. 

 Mój pierwszy Teść jest człowiekiem bardzo pragmatycznym, twardo stąpającym po ziemi. Pamiętam jak się na niego denerwowałam, kiedy podczas wprowadzania się do naszego mieszkania, krytykował nas za oszczędzanie przy remoncie. Byliśmy biednymi studentami i coś takiego jak wymiana starej elektryki (przecież wciąż działa!) była dla mnie niepotrzebnym wydatkiem, na który nie było nas stać. Teść jednak uparcie powtarzał, chytry dwa razy traci (bardzo się wtedy obruszałam), oraz jesteście za biedni, by na tym oszczędzać (po takim tekście, to aż się wszystko we mnie gotowało). Po 8 latach i kilku kolejnych remontach wiem już co miał na myśli... 

 Ten przydługi wywód, pozornie nie w temacie, był podkładką pod moją konkluzję do tekstu o bandziorach. Jeśli nie jesteście Krezusami, to jesteście zbyt biedni na to, by oszczędzać na ubezpieczeniu zdrowotnym w Stanach. MUSICIE, choćby nie wiem co, wysupłać ustaloną kwotę miesięcznie. Nie ma co się na to oburzać. W Polsce wydajemy kilkaset złotych rocznie na ubezpieczenie mieszkania, bo przecież nie liczymy, że jeśli spłonie, to dobra wróżka wyczaruje nowe, z tego samego względu wydajemy pieniądze na dobre ubezpieczenie auta, tym lepsze, im bardziej jego strata byłaby dotkliwa dla naszego budżetu domowego. Pomijam już ZUS... To samo powtarzam za każdym razem każdemu, kto wybiera się w podróż zagraniczną. Ubezpiecz się najlepiej jak możesz, lepiej wydać kilkaset złotych niż potem się zastanawiać skąd wziąć kilkadziesiąt tysięcy! 

 Gdyby bohaterka tekstu była bardziej zapobiegliwa, suma, którą musi teraz zgromadzić (wynegocjowane 12k$), w uproszczonym bardzo rachunku, starczyłaby jej na opłacanie sobie ubezpieczenia przez kilka lat. Nie liczcie na łut szczęścia, ubezpieczcie się zawczasu. Zapytacie co z ludźmi skrajnie biednymi, takimi którzy nie tylko nie mają na ubezpieczenie, nie mają nawet na dach nad głową. Otóż w Stanach istnieją także darmowe przychodnie (pamiętacie dr House odrabiającego różne swoje przewinienia pracą w szpitalnej przychodni?). Nie jest więc tak, że ubogi człowiek jest zupełnie pozostawiony samemu sobie. Jeszcze jedna kwestia, tak na sam koniec, artykuł został opatrzony zdjęciem ludzi protestujących przeciwko wprowadzeniu obowiązkowego ubezpieczenia zdrowotnego dla wszystkich obywateli USA. Z tekstu nie potrafiłam jasno wywnioskować, jaki pan Mariusz ma stosunek do tej kwestii, ja uważam, że jest to jedno z najlepszych posunięć Prezydenta Obamy. Dzięki temu, ludzie przyparci rządowym nakazem do muru, unikną w przyszłości takich dramatycznych sytuacji jak bohaterka tekstu. A Amerykanie protestują. Bo Amerykanie to jest taki naród, który bardzo nie lubi, jak coś mu się każe:) 

Mam nadzieję, że swoim komentarzem nikogo nie uraziłam, oczywiście zapraszam do uzupełniania treści w komentarzach o własne doświadczenia lub wątpliwości. 
Zdrówka życzę.
Magda


Przychodzi polska baba do kalifornijskiego lekarza.

Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com