2.09.2012

Goodbye My Love- Last Day in California


Jadąc na północ od Fortu Ross w stronę Fortu Bragg mijamy mnóstwo szarych, drewnianych posiadłości, idealnie stapiających się z otoczeniem. Droga wije się serpentynami tuż nad brzegiem oceanu. Sielskie domki uczepione skał, widok wart milion dolarów.
Skończyły się palmy i jukki. Drzewa coraz wyższe, bardziej dostojne. Miejscami tworzą sklepienie nad drogą tak jednolite, że GPS się gubi, jakbyśmy jechali tunelem.
Słuchamy radia Mendocino County FM. Stacja gra jakby pod nas, wcale nie ułatwia nam rozstania się z naszym ukochanym kawałkiem Ameryki. Bob Dylan, stare, dobre U2, Bruce. W przerwach nadaje reklamy paszy dla koni:)
Lokalna specjalnością są tzw drzewa "drive thru" Plakaty nie pozostawiają złudzenia o jaki typ atrakcji chodzi. Drive thru należy w tym wypadku rozumieć dość dosłownie. Oznacza to tylko jedno- zbliżamy się do sekwojowych lasów.
Prawdę powiedziawszy, to chcieliśmy tylko zobaczyć z bliska jak takie drzewo wygląda, ale przedsiębiorczy ludzie tak poprowadzili drogę, że nie było już jak zawinąć przed kasą. 
Tak więc chcąc nie chcąc zapłaciliśmy 5$ za możliwość przejechania pod okaleczonym drzewem...
Natomiast za dziesiątaka można było sobie zakupić te oto rachityczne sadzonki. Teraz wystarczy już tylko zasadzić, cierpliwie odczekać tysiąc lat, wyrąbać bramę i już można pobierać po piątce od takich frajerów jak my...

Im dalej na północ, tym gorsza pogoda. Klimat wybrzeża północnej Kalifornii w niczym nie przypomina południa, ale nam się baaardzo podoba.  Miejscami mgła na drodze znacznie ogranicza widoczność.
Kolory nabierają głębi, powietrze cudownie pachnie wilgocią i roślinnością.

Większe wrażenie zrobiły na mnie monumentalne sekwoje z Sequoia NP i Yosemite NP (to troszkę inna odmiana, niż te rosnące na wybrzeżu. Te nadmorskie są mniej potężne, bardziej smukłe, choć również przepiękne).  
Z drzew zwieszają się tu całe girlandy mchu. Przedsmak tego, co zobaczymy na półwyspie Olympic! Nocujemy na drogim (35$), ale bardzo ładnym campingu Jedediah Smith. Gęsty las chroni nas nieco od deszczu.


Eteryczny hiszpański mech

Coś się kończy, coś się zaczyna. Z bólem serca opuszczamy "naszą" Kalifornię.  Z nadzieją, że jeszcze kiedyś tu wrócimy.

Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com