25.01.2012

Run to the hills, czyli dzielnice San Francisco

San Francisco jest, jak do tej pory, najładniejszym amerykańskim miastem, jakie mieliśmy okazję oglądać. Na jego urodę składa się wiele czynników, ale według mnie, decydującą rolę odegrało fantastyczne położenie metropolii, która rozlokowała się na szeregu wzniesień tak, że podróżując po mieście, ma się wrażenie, że zatoka i ocean grają z nami w chowanego, ukazując się nagle na horyzoncie w najmniej spodziewanym momencie. 


Taki układ ma oczywiście swoje plusy i kilka minusów. Jeśli zwiedzamy miasto pieszo, pod koniec dnia będziemy się czuć jak po intensywnej górskiej wędrówce. Czasem to, co na mapie wygląda jak ulica, nagle okazuje się być ciągnącymi się w nieskończoność schodami:)

 
Jeśli zdecydowaliśmy się na samochód, to czekają nas podjazdy i zjazdy mrożące krew w żyłach. Ze szczytu wzniesień ulice, spadające ostro w dół, wyglądają bardziej jak stok dla skoczków narciarskich niż zwykła droga. Za każdym razem, przy takim zjeździe, mocno zaciskałam oczy i z całej siły wciskałam się w siedzenie naszego rodzinnego samochodu. Prawie jak jazda na kolejce górskiej! Tylko widoki lepsze...


I jeszcze jedna rada dla zmotoryzowanych lub rozważających wynajęcie auta w SF. W tym mieście ekstremalnie trudno o miejsce parkingowe, a parkingi kosztują majątek (ok 20$ za dzień). My zdecydowaliśmy się w związku z tym  na wynajęcie pokoju w hotelu Vagabond Inn (skromny, czysty, tani, w pobliżu jednego z najstarszych klubów gejowskich). Położony w centrum miasta, na 9th Street, oferował darmowy parking co rekompensowało niezbyt ciekawą okolicę (sporo bezdomnych, ale nikt nigdy nas nie zaczepiał, nie mieliśmy żadnych nieprzyjemności, mimo iż wiele osób odradzało nam zatrzymywanie się w tym kwartale). Ale wracając do stromych uliczek. San Francisco to pierwsze miejsce gdzie widziałam znaki drogowe nakazujące parkowanie dokładnie pod kątem 90' do krawężnika, tak aby uniemożliwić autom sturlanie się w dół. Wypożyczając samochód pamiętajcie, że w zatłoczonym mieście zdecydowanie lepiej poradzą sobie małe samochody. Nie tylko łatwiej je zaparkować, ale także wygodniej manewrować na wąskich uliczkach.

Lombard Street, podobno najbardziej kręta uliczka świata.

Drugą cudowną cechą SF jest podział miasta na barwne dzielnice, każdy tu znajdzie coś dla siebie. No to zaczynamy! 
My oczywiście, tradycyjnie już, nasze pierwsze kroki skierowaliśmy do Chinatown. Niezmiennie fascynują nas kawałki Azji zanurzone w amerykańskich realiach.


San Francisco dla zmotoryzowanych - 49milowa scenic drive oprowadzi nas po najładniejszych rejonach miasta.







Kulinarnym rajem okazała się dla nas być dzielnica włoska, tzw. Little Italy znajduje się w okolicach North Beach, na północ od China Town. Kawiarenki, niewielkie rodzinne pizzerie, piekarnie, te zapachy prawdziwego jedzenia! Tego brakuje nam w Los Angeles!


Jedno spojrzenie wystarczy, by wiedzieć, że wkroczyliśmy na teren Little Italy
Małe samochody najlepiej poradzą sobie w zatłoczonym mieście.

San Francisco to także kolebka amerykańskiego ruchu LGBT. Zainteresowanym polecam wspaniały film Obywatel Milk (zasłużone 2 Oscary w 2009r. w tym dla Seana Penna, jako najlepszego aktora)

Tęczowe flagi gęsto zdobią gejowską dzielnicę The Castro...
Ale odnajdziemy je także w innych częściach miasta.
Skoro już jesteśmy przy kolorach. Największe wrażenie zrobiły na mnie kolorowe, przeurocze domki, których jest tu mnóstwo! Na ich tle, te najpopularniejsze, czyli Painted Ladies, tzw "pocztówkowy rządek", wypadają dość blado. Zresztą zobaczcie sami.

Postcard Row czyli Painted Ladies. Jeden z najczęściej fotografowanych widoków w SF.

I inne wiktoriańskie domki.

Ehhh....mieć taki jeden dla siebie...


Z pozostałych miejsc godnych uwagi warto jeszcze wspomnieć o Union Square (dla tych, którzy lubią zakupy z górnej półki), SoMa, czyli dzielnicy położonej na południe od Market Street (dla łowców okazji, niezbyt przyjemna po zmroku) oraz Haight (dla szukających mniej formalnych okolic, lubiących klimaty flower power, New Age i chcących się zaopatrzyć w coś mocniejszego do palenia niż papierosy. Wiele zdjęć z postów traktujących o muralach w SF zostało zrobionych właśnie tam).

City Hall

Nawet dzielnica finansowa sprawia sympatyczniejsze wrażenie niż ta w LA.
No i na koniec zostało nam jeszcze nabrzeże. Najpopularniejszym celem turystycznym jest Pier 39, molo szczelnie zabudowane sklepikami z tandetnymi pamiątkami. Naszym zdaniem nic ciekawego.



Kawałek na południe odnajdziemy "ten drugi" most. Z tego na szczęście nikt nie skacze.

Nieopodal znajdują się Ferry Building z szeregiem ładnych sklepików (jeśli kupować prezenty- szczególnie te, które można zjeść:)- to właśnie tu). 





 
Tuż obok, wiecznie zajęty przez strajkujących, Justin Herman Plaza.


Na Fisherman's Wharf ponoć serwują najlepsze owoce morza w całych Stanach Zjednoczonych.


Generalnie ulica Embarcadero, ciągnąca się wzdłuż zatoki, jest głośna i zatłoczona, ale kontynuując spacer na zachód, w stronę Golden Gate, na pewno odnajdziemy jakieś urocze, spokojne miejsca.

Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com