13.01.2012

Prawo jazdy w Stanach Zjednoczonych- know how.

Długo zwlekaliśmy z tym postem, bo chcieliśmy go napisać z punktu widzenia praktyka, a nie teoretyka. Teraz, gdy już oboje mamy za sobą zdane egzaminy na amerykańskie (Kalifornijskie) prawo jazdy, postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi wrażeniami:)



Instytucją odpowiedzialną za prowadzenie rejestru pojazdow (wydawanie tablic, dowodow rejestracyjnych, itp) oraz egzaminowanie przyszłych kierowców jest tutaj Department of Motor Vehicle, w skrócie zwany DMV, taki odpowiednik polskiego Wydzialu Komunikacji.



Każdy stan ma swoje odrębne przepisy ruchu drogowego, nie różnią się one między sobą jakoś diametralnie, ale pewne rozbieżności istnieją.



Wybierając się do USA w celach turystycznych, a chcąc podróżować samochodem, dobrze jest wyrobić Międzynarodowe Prawo Jazdy (choć jeden z naszych Czytelników kilkukrotnie, bez problemu wypożyczał auto jedynie korzystając z polskiego prawka). Wyobrażałam sobie, że wygląda ono tak, jak to zwykłe, polskie prawko, tylko ma jakieś lepsze zabezpieczenia, może jakieś międzynarodowe certyfikaty. Otóż Międzynarodowe Prawo Jazdy, w krajowym wykonaniu, to brzydka, szarobura książeczka, wyglądająca jak odpad z przemiału makulatury, ze zdjęciem legitymacyjnym właściciela przyszytym zwykłym zszywaczem. W każdym razie podczas wakacyjnego pobytu i na potrzeby wypożyczenia samochodu polskie prawo jazdy powinno wystarczyć. Co innego, jeśli planujemy zabawić w Stanach na dłużej. Warto wówczas wyrobić sobie tutejsze dokumenty. Prawo jazdy przydaje się nie tylko na drodze, jest najpopularniejszym dokumentem identyfikacyjnym, przydatnym np wtedy, gdy chcemy kupić w sklepie alkohol:)



Cały proces ubiegania się o prawo jazdy warto zacząć od lektury bardzo fajnie przygotowanej książeczki, która przedstawia zasady ruchu drogowego. Uwaga, nawet jeśli prowadzicie auto od lat, warto do niej zerknąć, bo część przepisów różni się od tych obowiązujących w Polsce. Flagowym przykładem niech będą zupełnie inne zasady obowiązujące na skrzyżowaniach równorzędnych. Książeczka jest cienka, ma mnóstwo obrazków:) i pozwoli nam uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji na drodze i niespodziewanych mandatów "za nic". Drivers Handbook można ściągnąć z genialnie przygotowanej strony DMV. Dostępna jest w kilku wersjach językowych, np po rosyjsku czy hiszpańsku, niestety nie ma wersji polskiej, ale wg mnie lepiej uczyć się w oryginalej. Słówka, które poznacie, przydadzą się później podczas egzaminu praktycznego.



Po owocnej lekturze książki wracamy na stronę internetową DMV i umawiamy się na egzamin. Można też przyjść bez wcześniejszego zarezerwowania terminu, ale wtedy należy się liczyć z odczekaniem swojego w kolejce. My także w wyznaczonym terminie zgłosiliśmy się do dogodnego dla nas oddziału DMV. Ponieważ zależało nam na czasie (Tomi spieszył się do pracy) byliśmy tam jakiś kwadrans przed ósmą (oddziały otwierają o 8). Wszyscy oczekujący grzecznie ustawili się w długaśnej kolejce. Kilka minut przed otworzeniem urzędu, wyszedł do nas jeden z pracowników, popychając przed sobą wózeczek wypełniony różnymi formularzami. Podchodził do każdej czekającej osoby, pytał w jakiej sprawie przyszła, sprawdzał, czy posiada wymagane dokumenty i podawał odpowiednie formularze do wypełnienia. Dzięki temu już po otworzeniu drzwi, wszystko przebiegało znacznie sprawniej. Ten sam człowiek podzielił nas na dwie kolejki. Tych, którzy mieli wcześniej umówione spotkanie i resztę. My- umówieni- wchodziliśmy jako pierwsi. Wewnątrz czekało na nas chyba ze 20 okienek. W jednych rejestrowało się samochody, w innych zdawało egzamin, uiszczało opłaty itd. No właśnie, opłaty. Koszt egzaminu to uwaga.... jedynie 30$:) Przed przystąpieniem do egzaminu pisemnego zdjęto nam odciski palców i zrobiono zdjęcie do dokumentu, a także sprawdzono wzrok. Następnie dostaliśmy podłużne kartki papieru z testem pisemnym.



Egzamin obejmował 36 pytań testowych, z jedną poprawną odpowiedzią. Przykładowe pytania można zobaczyć tu. Część jest dość banalna i odpowiedzi na nie są po prostu logiczne, ale niektóre pytania mogą Was zaskoczyć. Ja, ponieważ nie miałam prawa jazdy w Polsce, pilnie przestudiowałam książkę i miałam 100% poprawnych odpowiedzi. Tomi uważał, że po 10 latach za kółkiem poradzi sobie bez tego i zrobił 5 błędów:) Na teście można popełnić max 6 błędów, także oboje zdaliśmy w pierwszym podejściu. Test wypełnia się w takich przegródkach, przypominających pomieszczenia do głosowania. Sprawdzany jest od ręki i jeśli zdaliśmy, otrzymujemy pozwolenie na prowadzenie samochodu w asyście osoby, która posiada amerykańskie prawo jazdy, taki tymczasowy permit.






Tomek nie potrzebował uczyć się jeździć, więc egzamin praktyczny, tzw behind-the-wheel, wyznaczył sobie kilka dni po teście. Zdał za drugim podejściem. Drugi egzamin kosztuje dodatkowe 6$. Tyle co kawa w Starbucksie... Porównajcie to sobie z polskimi cenami szkół jazdy (obowiązkowymi) oraz kosztem kolejnych egzaminów i wykupowaniem dodatkowych godzin, koszmar. Moim zdaniem zdecydowanie nie przekłada się to na wyższy poziom jazdy, o kulturze na polskich drogach nawet nie wspominając...



Ja do swojego testu za kółkiem przygotowywałam się znacznie dłużej pod czujnym okiem mojego wspaniałego Małżonka, który wykazał się przy tym nadludzką cierpliwością, dzielnie zwalczał moje chwile zwątpienia, bo co tu dużo mówić, prowadzenie samochodu nigdy nie należało do moich marzeń, raczej tego nie polubię, znacznie lepiej czuję się na fotelu pasażera, a już najlepiej na rowerowym siodełku:) Ale dość o mnie. Kilka słów o tym jak wygląda egzamin praktyczny.



W umówionym dniu zgłaszamy się do DMV. Własnym samochodem (musimy miec przy sobie tymczasowy permit, dowod rejestracyjny oraz dowod ubezpieczenia auta, dla osob ktore tego wymagaja, takze okulary). Odbieramy numerek, który umieszczamy na zaszybiu. Parkujemy na miejscu oznaczonym jako punkt startowy testu i czekamy aż zgłosi się po nas egzaminator. Zanim rozpocznie się jazda, egzaminujący sprawdza, czy wiemy jak się włącza wycieraczki, migacze, klakson itp. A także czy znamy sygnały ręczne skrętu i postoju. Startujemy i jedziemy "na miasto". W praktyce oznacza to przejazd przez dzielnice biznesową i mieszkalną. Z obowiązkowych manewrów to właściwie tylko parkowanie równoległe i cofanie wzdłuż krawężnika. No i na koniec jeszcze zaparkowanie wśród innych aut na parkingu pod DMV. Jak widzicie, nie ma tu żadnych rękawów i innych bzdur służących oblewaniu kursantów w Polsce po kilkanaście razy... Ponieważ właściwie wszystkie samochody tutaj jeżdżą na automacie, odpada także manewr zatrzymania i ruszenia pod górkę. Egzaminatorzy zwracają uwagę przede wszystkim na kwestie bezpieczeństwa, ze szczególnym naciskiem na kontrolę tzw blind spotów podczas skręcania czy zmian pasa ruchu.



Jeszcze ostatni zakręt i koniec egzaminu. Szerokie, amerykańskie drogi sprzyjają nauce:)



Przed przystąpieniem do egzaminu behind-the-wheel przyszły kierowca dostaje do podpisania taką dużą kartę papieru z wyszczególnionymi manewrami i błędami podzielonymi na 3 rodzaje. Jeśli popełnimy błąd krytyczny (np zlekceważenie znaku, przekroczenie prędkości czy interwencja egzaminatora), oblewamy od razu. Możemy natomiast zrobić nawet kilkanaście pomniejszych błędów (nieodpowiednia odległość między pojazdami, najechanie linii, mało płynna jazda na skręcie...) i wciąż zdać. Nawet jeśli oblejemy, dostajemy naszą kartę z wymienionymi błędami i wskazówkami nad czym należy popracować. Mniej więcej połowa egzaminowanych zdaje za pierwszym podejściem. Generalnie wszyscy w DMV, a szczególnie egzaminatorzy (no może z małymi wyjątkami) są bardzo sympatyczni i pomocni. Jak lubią podkreślać, wszystkim zależy, żebyś zdał i był bezpiecznym kierowcą. Po zdaniu egzaminu dostaje się papierek poświadczający, że możemy prowadzić samochód. Mniej więcej po dwóch tygodniach w skrzynce pocztowej czeka już na nas oryginalny dokument.

O samochodach pisaliśmy już także tu. Część porad praktycznych dotycząca kosztów jedzenia znajduje się tuO tym jak skalkulować koszty podróży po USA pisaliśmy natomiast tutaj. Ceny nieruchomości znajdziecie tutaj. A dokładny koszt produktów spożywczych tutaj. O tym czy życie w Kalifornii jest drogie pisaliśmy tutaj.
Cały zestaw postów nie-turystycznych otrzymacie klikając na tag "porady praktyczne" (zestaw tagów znajduje się pod każdym postem).


Chyba żaden zdany egzamin w życiu nie dał mi takiej satysfakcji:)





Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com