16.12.2011

Oahu- niezwykłe miejsce na nocleg

Jak zdążyliście się już zorientować, zwykle nasz "hotel" podróżuje razem z nami, w myśl zasady, że wszędzie dobrze, ale pod namiotem najlepiej. Dlatego tez niezwykle mnie zaskoczyło, gdy przed wyjazdem na Hawaje Tomi kategorycznie zażyczył sobie, że chce czegoś "z oknem". O ile na Big Island bez większych problemów udało mi się znaleźć taniutki, dawny robotniczy Hotel Manago, o tyle na Oahu sprawa była bardziej skomplikowana. Po dłuższych poszukiwaniach wiedziałam już, że poniżej 80$ za noc raczej nie zejdziemy. Trudno. Zdecydowanie wykluczyłam możliwość spania w jednym z sieciowych, do bólu nudnych hoteli, które na całym świecie wyglądają tak samo. Zaczęłam się rozglądać za czymś oryginalnym i voila! Na tripadvisor.com znalazłam intrygujące b&b. Mini pensjonacik ogłaszał się jako "gay owned". Panowie Don i De zapewniali gościom pokój z łazienką oraz śniadanie. Mieli tak niesamowicie dobre opinie, że zdecydowaliśmy się na nich od razu. Ali'i Bluffs Windward B&B w Kaneohe, pół godziny drogi od Honolulu, okazał się być najbardziej oryginalnym miejscem w jakim kiedykolwiek spaliśmy, zaś Don i De, przesympatyczni starsi panowie, chodzącą skarbnicą wiedzy, nie tylko o Hawajach. Ich życiorysem można by obdzielić tuzin osób. Są parą od kilkudziesięciu lat. Dawniej mieszkali w Nowym Jorku, prowadząc tam galerię sztuki. De był w swoim długim życiu malarzem, projektantem, dekoratorem. To on odpowiada za wyjątkowy nastrój i wystrój domu. Don trzyma to wszystko w ryzach, zajmuje się obrotem nieruchomościami, kilka lat temu został wybrany najlepszym przedsiębiorcą wśród hawajskich gejów. 

Kiedy podjechaliśmy pod ich dom, nie wiedzieliśmy nawet jak wejść do środka...
...aż dojrzeliśmy następująca tabliczkę. No to wchodzimy:)
A w środku, De urządził miniaturowy las deszczowy! Jak mówi Don, od zawsze był zapalonym kolekcjonerem...wszystkiego. Zaczęli od jednej roślinki, dziś jest tu taki gąszcz, że człowiek momentalnie zapomina, że znajduje się na zwykłym podmiejskim osiedlu pełnym identycznych jednorodzinnych domków.
A dalej było jeszcze ciekawiej. Kiedy weszliśmy do salonu, ze wszystkich stron zerkali na nas z obrazów, nadzy lub pół nadzy, piękni mężczyźni uwiecznieni na płótnach. To wszystko dzieła De. Podłogi wyłożone oryginalnymi perskimi dywanami, każdy milimetr przestrzeni zapełniony antykami, bibelotami, pamiątkami. Kicz przeplatany z dziełami sztuki. Mieszanka wybuchowa. W dobrym tego słowa znaczeniu. Oczywiście nie jest to miejsce dla homofobów, ale to rozumie się samo przez się. Panowie udostępniają gościom 2 pokoje. Victorian room, przystrojony zabytkowymi lalkami, zajmowała para młodych lesbijek. Nam przypadł Circus Room. 




Kiedy do niego weszłam, zaniemówiłam. Całe ściany były pokryte starymi cyrkowymi plakatami, na naszych łóżkach leżały zabytkowe Pierroty, spod sufitu zwieszały się figurki akrobatów. Mogłabym spędzić cały urlop tylko na zgłębianiu tajemnic tych wszystkich lalek, figurek, szkatułek, które tu się znajdowały. A była jeszcze łazienka. Także cała w obrazach, z tysiącem różnych figurek, pudłem pocztówek, które do Dona i De wysyłają ludzie z całego świata, w podziękowaniu za gościnę, z dziesiątkami gier manualnych sprzed epoki Angry Birds. A zamiast mydelniczki olbrzymia waza, pełna szklanych kulek, na której leżą mydełka. I tysiąc innych skarbów. 

Kolejnym zaskoczeniem było śniadanie. Rankiem zasiedliśmy wokół stołu zastawionego nad basenem. Don, De, para dziewczyn oraz my. Geje, lesbijki i hetero. Parytet kobiet i mężczyzn został zachowany. Don każdego rana podawał własnoręcznie wypiekany chleb bananowy. Kawa i herbata były serwowane w prawdziwej porcelanie, można tez było sobie zażyczyć świeżo wyciskanego soku z ananasów lub pomarańczy. Każdy na specjalnej tacce dostawał papaję na liściu bananowca ze specjalną nożo-łyżeczką. No i prawdziwe konfitury!


Ranki i wieczory upływały nam w towarzystwie naszych przesympatycznych gospodarzy, którzy dzielili się z nami historiami swojego barwnego życia. Kiedy wyjeżdżaliśmy, mieliśmy wrażenie, jakbyśmy wpadli do nich w odwiedziny, jak do Rodziny... Z całego serca, wszystkim gorąco polecamy. Niesamowite miejsce, warte zostawionych tu pieniędzy, prawdziwa perełka.

My w towarzystwie Dona (z psiakiem na rękach) oraz De.

Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com