17.11.2011

Hawaii: Green Sand Beach i Volcano National Park

Kolejny dzień na rajskich wyspach, ale dziś krajobrazy mają być piekielne. Jedziemy do Parku Narodowego Wulkanów. Pierwsze kroki kierujemy na południe wyspy. Jest to najdalej na południe wysunięty punk US. my chcieliśmy tu odnaleźć sławną Zieloną Plażę. Zielony piasek to rozdrobniony oliwin, półszlachetny kamień, występujący na Islandii i na Księżycu. I na tej jednej hawajskiej plaży.

Na hawajskich plażach łatwiej o piękny fragment rafy niż o zielony piasek.

Droga do Green Sand Beach

Kipuka Puaulu, czyli Ptasi raj. Zwróćcie uwagę na szare, pokryte popiołem dorosłe drzewa. Kipuka to wyspy roślin pośród pól lawy. W ptasim raju donośnie rozbrzmiewa śpiew barwnych ptaków, ale żeby je dostrzec trzeba mieć już więcej szczęścia lub czasu.

W okolicy Siarkowych brzegów i Kominów pary, ziemia dymi nam się pod stopami. Wkraczamy do królestwa bogini Pele.




Park planowaliśmy objechać dookoła drogą Crater Rim, wiodącą wokół kaldery Kilauea. Niestety, jak podkreślają strażnicy, przyjeżdżając do parku trzeba być elastycznym. Wulkany są nieprzewidywalne. Trasa wokół kaldery jest w połowie zamknięta z powodu zbyt dużego stężenia trujących oparów w powietrzu.

Najpopularniejszy szlak w parku wiedzie dnem tej kaldery.
Tak to wygląda w zbliżeniu. Popękana, pofałdowana lawa, w wielu miejscach unosi się para.
Skoro Crater Rim Drive jest zamknięta, postanawiamy przejechać się drogą Łańcucha kraterów. Trasa jest fantastyczna, polecamy wszystkim. Po minięciu kilku starych kraterów, dojeżdżamy nad ocean. Od tego miejsca  Chain of Craters Road jest zamknięta. Zostawiamy samochód i dalej idziemy pieszo.

Dochodzimy do miejsca gdzie kończy się droga, a zaczyna pole lawowe. Ten strumień lawy rozlał się kilka lat temu. Spokojnie więc możemy sobie po nim pospacerować.
Gdyby jeszcze były jakieś wątpliwości:)

Jak okiem sięgnąć tylko czarne pola lawy. Weźcie dobre buty, bo wulkaniczne szkliwo jest piekielnie ostre i twarde.

Pole lawy kończy się wulkanicznym klifem, o który z hukiem rozbijają się olbrzymie fale. Jeśli stać nas na wynajęcie łodzi lub helikoptera, płynąc wzdłuż klifów można dotrzeć do miejsca, gdzie lawa wciąż ulewa się do wody, wzbijając kłęby pary, w momencie zetknięcia się płynnej skały z oceanem.
Widok za milion $. Przed nami zachód słońca nad oceanem, za nami dymiące wulkany.

Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com