 |
Na sam początek, nasza tradycyjna, krótka ściąga:) Opuszczamy Arizonę i przez region 4 corners, czyli 4 narożników (miejsce styku 4 stanów) przenosimy się do Kolorado |
W Mesa Verde chroni się pozostałości osadnictwa Indian Pueblo zamieszkujących te tereny przez kilkaset lat, aż do XIV wieku. Najbardziej widokowe i znane na całym świecie są osady wybudowane pod nawisami skalnymi. Takich zabudowań, mniej lub bardziej imponujących rozmiarów, są w parku setki. Do kilku poprowadzono szlaki turystyczne, do 3 najpiękniejszych i najlepiej zachowanych trzeba wykupić wycieczki z przewodnikiem w cenie 3$ za osobę.
 |
Mama i Tomi dziarsko wspinają się po drabinie... |
 |
...a Pani Ranger nadzoruje:) |
 |
Osady pod nawisami skalnymi. Budowane z ręcznie ciosanych bloków piaskowca . |
 |
Odkryta Kiva, czyli okrągłe, obrzędowe pomieszczenie wybudowane w ziemi, normalnie było zakryte, jak na zdjęciu powyżej. Każda rodzina miała swoją Kivę. Schodziło się do niej po drabinie. |
 |
Początkowo osadnictwo rozwijało się na płaskowyżu, dopiero na ostatnie 100 lat Indianie Pueblo przenieśli się do skalnych zagłębień. |
 |
Mieszkańcy osad wychodzili na zewnątrz wspinając się po skałach, nie używali drabin ani schodów. |
 |
Dlaczego ludzie zamieszkali w takim nietypowym miejscu? Oto odpowiedź, niewielkie źródła szczelinowe, teraz zarośnięte, dawniej były utrzymywane w czystości i zapewniały dostęp do wody dla kilku rodzin. |
 |
Ten mulak wcinający osty był tak uroczy, że musiał się tu znaleźć:) |
W Mesa Verde zatrzymujemy się na campingu wewnątrz parku. Morefield Campground kosztuje 24$ za miejsce. W cenie prysznice i wi-fi, płatna pralnia, sklepik i takie tam. Po polu biega pełno mulaków, naliczyliśmy chyba ze 30. Są piękne z tymi swoimi wielkimi uszami i białymi ogonkami. Robi się na tyle chłodno i przyjemnie, że rozpalamy ognisko. Ale jesteśmy tak zmęczeni, że po prysznicu szybko idziemy spać. Czeka nas kolejny bardzo intensywny dzień. Dzień jak co dzień:)
Od rana pierwsze kroki kierujemy do visitor center. Wykupujemy wszystkie 3 wycieczki do domów na klifach. Dwie są proste, jedna wymaga trochę sprawności, chodzenia po drabinach i przeciskania się przez jeden krótki, ale baaardzo wąski tunelik (osoby z lękiem wysokości lub szerokie- w ramionach lub nieco niżej, mogą mieć małe problemy na tych szlakach). Osady przylepione do skał na wzór jaskółczych gniazd są niesamowite. Każda z wycieczek trwa godzinę, niewiele chodzenia, a za to dużo pouczających pogadanek strażników. Cały dzień upływa nam na zwiedzaniu domów Indian Pueblo, zwanych przez plemiona Navajo "Anasazi", czyli odwieczni wrogowie. Na obiad zostajemy w głębi parku, tam w jadłodajni zamawiamy sobie miejscową specjalność navajo tacos, dla taty z kurczakiem, dla pozostałej wegetariańskiej trójcy z chilli. Ostre jak diabli ale pyszne!