21.09.2011

Horseshoe Band- Page- Tama na jeziorze Powella


Dziś dzień luzu, żeby załoga nie wszczęła buntu na pokładzie. Kiedy się budzimy z Tomim, rodzice właśnie kończą składać swój namiot. Tak się wyrobili! Powinnam mieć dla nich w nagrodę jakieś naszywki ze zdolnościami skauta:)  Śniadanko, potem wizyta w Safewayu we Flagstaff. W tych piekielnych temperaturach codziennie kupujemy i wypijamy hektolitry napojów. Wracamy trasą nr 89, aż do miejscowości Page. Na trasie 0 samochodów, droga prosta i równiutka aż po horyzont, ograniczenie do 65mil/h i patrole policyjne co kawałek…  Po drodze zatrzymujemy się w punkcie widokowym Horseshoe Band. Szlak prowadzący do niego jest króciutki, zaledwie 1 mila. Idąc zapadamy się po kostki w czerwonym pyle, ani skrawka cienia, bardzo silny wiatr, który wyciąga z nas resztki wilgoci, panuje tu jakaś niewiarygodna temperatura, krew pulsuje w głowie, to najgorętsze miejsce w jakim byłam kiedykolwiek. Ale widok wynagradza nasz trud. Rzeka Kolorado bierze tu zakręt o 270⁰ głęboko wcinając się w kolorowe skały. 




Na noc zatrzymujemy się na wspaniałym campingu Lake Powell. Głównie stacjonują tu RVki (wielkie przyczepy mieszkalne), ale wydzielono też kilka miejsc dla namiotów pod rozłożystymi drzewkami. Cień!!! Bezcenny na tej rozgrzanej do czerwoności patelni. 18$ za miejsce, w cenie prysznic i basen. Czysto, bardzo ładnie. A dookoła rude skały.  Obiad w subwayu, potem krótka wizyta na tamie, na jeziorze Powell. Odrobinę niższa (druga pod względem wielkości w US) niż tama Hoovera, ale wg nas dużo ładniejsza i bardziej fotogeniczna.  Rezerwujemy na następny dzień wycieczkę do Kanionu Antylopy, to miejsce to podobno sen na jawie każdego fotografa. 




Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com