Rankiem zwijamy się i kontynuujemy naszą jazdę wspaniała Richardson Hwy w stronę Fairbanks. Kiedy opuściliśmy już cudnej urody okolice Isabel Pass, minęliśmy tereny wojskowe, nagle znaleźliśmy się na Biegunie Północnym. No prawie. Dojechaliśmy do miasteczka, które nazywa się North Pole, w którym znajduje się dom św. Mikołaja. Najwyraźniej "europejski" Mikołaj mieszka w Rovaniemi, a "amerykański" pod Fairbanks. W North Pole znajduje się całoroczny, wielki sklep ze świątecznymi gadżetami. Kiedy wchodzimy do środka momentalnie zapominamy, że jest czerwiec, a na zewnątrz lato w pełni. Tu grają kolędy, wszędzie widać poubierane choinki i to jak poubierane! Coś cudownego. Po długich rozważaniach i kilkakrotnej wymianie zawartości koszyka idziemy do kasy i wychodzimy ze sklepu lżejsi o 50$.
Mikołaj to starszy jegomość, więc może parkować swoje sanie na miejscu dla niepełnosprawnych.
A oto i Fairbanks. Pierwsze kroki kierujemy do Museum of the North. Obiekt nowiutki i wspaniały w kształcie. Bryła nawiązuje do lodowców i linii brzegowej Alaski. Jest naprawdę wspaniała. Ekspozycje raczej przeciętne, wypchane zwierzęta, rękodzieło pierwszych mieszkańców Alaski itd. itp. i trochę sztuki współczesnej. Bilet 10$ za osobę, jak macie TourSavera druga osoba wejdzie gratis.
Rezerwujemy telefonicznie wycieczkę na następny dzień sławnym parowcem Discovery i jedziemy na camping Rivers Edge. Niesamowicie zatłoczony RVkami, dla namiotów wygospodarowano dosłownie kilka pól między rzeką, a płotem. Nie ma miejsca na ognisko. Ale jest super wyposażony, darmowe prysznice, płatna pralnia, internet i takie tam. I darmowy shuttle bus do promu, którym rano zamierzamy wybrać się na wycieczkę. Także bywało już lepiej i bywało też gorzej. 24$ za noc. Kiedy już się umyliśmy i rozbiliśmy namiot pojechaliśmy na kolację do najbardziej niedoinwestowanej, a jednocześnie strasznie drogiej Pizzy Hut. 22$ za zwykłą pizzę z serem w totalnie oldschoolowym lokalu:)