Alaska - przystanek 8. Valdez
Od rana w 100% wykorzystujemy zalety noclegu w hotelu. Myjemy się ze 3 razy, ucinamy pogawędkę z Rodzicami na skypie i nieprzyzwoicie objadamy się hotelowym śniadankiem. Jedziemy do portu. Pogoda znów do bani, wprawdzie nie pada, ale deszcz wisi w powietrzu. Znów musimy zrezygnować z kajaków.
 |
Port w Valdez |
Szczyty gór toną w chmurach, ruszamy tą samą cudowną trasą, która zaprowadzi nas aż do Fairbanks. Dziś się nie spieszymy, zaliczamy wszelkie punkty widokowe na trasie i oczywiście spędzamy chyba z 1,5 godziny włócząc się po lodowcu Worthington.
 |
Lodowiec Worthington |
 |
Częściowo wciąż zamarznięte jezioro na Przełęczy Izabeli, dla mnie najpiękniejsze miejsce jaki widziałam na Alasce i magiczna chwila... |
Zaczęło nam dopisywać szczęście ze zwierzętami, widzimy kolejne łosie i czarne niedźwiedzie. Trasa Valdez-Fairbanks jest najładniejsza ze wszystkich jakimi jechaliśmy na Alasce, a właściwie przejechaliśmy chyba wszelkie główne drogi poza Dalton Hwy i Denali Hwy. Wzdłuż trasy towarzyszy nam srebrna nitka rurociągu przecinającego Alaskę z północy na południe. Raz mamy go po prawej stronie, raz po lewej, czasem na jakiś czas niknie pod ziemią. W jednym miejscu zatrzymujemy się i próbujemy wypatrzyć bizony, ponoć w czerwcu migrują tędy całymi stadami, niestety żadnego nie udaje nam się zobaczyć. Nie uda nam się tego samego dnia dojechać do Fairbanks, więc zatrzymujemy się na campingu Donelly. Bez wygód, ale bardzo tanio, czysto i sympatycznie (10$).
 |
Czasem słońce, czasem deszcz |
 |
Pipeline |