Na campingu w Seward spało nam się rewelacyjnie. Cicho i dość ciepło. Robimy śniadanko, zwijamy namiot i idziemy na "nasz" statek. Przyjemność uczestniczenia w 6 godzinnej wycieczce to 160$ za osobę, ewentualnie jeszcze 20$ za bufet "all U can eat". Znów korzystamy z TourSavera i oszczędzamy na jednym bilecie. Bardzo buja, pogoda się psuje. Ja profilaktycznie wzięłam Aviomarin, jeszcze z krajowych zapasów, więc czuję się świetnie, ale Tomi, dumny potomek marynarza, walczy z chorobą morską, pierwszy raz w życiu. Jest to chyba dość typowe na tych wycieczkach, bo załoga instruuje nas z którego miejsca wymiotować i obiecuje nagrody za najdalszy "występ".
Wyprawa z Major Marine do lodowców i Kenai National Park absolutnie warta swojej ceny. Widzimy mnóstwo orek, waleni, maskonurów, fok, mnóstwo innych zwierząt, których nazw nie pamiętam, coś fantastycznego. I te widoki fiordów we mgle! Na pokładzie strasznie wieje i rzuca na boki, pada lekki deszcz i jest lodowato. Co kwadrans idziemy więc do środka, żeby napić się ciepłej herbatki i ogrzać skostniałe ręce. Razem z nami płynie Strażnik Parku, facet doskonale zna się na rzeczy, nie dość, że ma dobre oko do wypatrywania zwierząt na skałach (pokazuje nam owce i niedźwiedzie w miejscach, gdzie ja dostrzegam tylko trawę i brudny śnieg:) to jeszcze w zajmujący sposób opowiada o genezie powstania fiordów, o lodowcach itp itd.
Robi się coraz zimniej, zaczynamy podpływać do jęzora lodowca, który sięga do morza. Na wodzie najpierw unoszą się jedynie maleńkie grudki lodu, w końcu woda wokół nas wygląda jak cola w fast foodach, więcej lodu niż reszty. A oto i on. Cielący się lodowiec. Dla mnie ten widok to ziszczenie jednego z największych podróżniczych marzeń. Zobaczyć i usłyszeć pękający lodowiec! I nagle trach! Po wodzie pełznie groźny pomruk, a wielkie kawały lodu osuwają się do morza. Ach! Coś wspaniałego! Zmarznięci wracamy do portu. Tomi ucina sobie drzemkę w aucie w celu ukojenia głowy i żołądka.
Wyprawa z Major Marine do lodowców i Kenai National Park absolutnie warta swojej ceny. Widzimy mnóstwo orek, waleni, maskonurów, fok, mnóstwo innych zwierząt, których nazw nie pamiętam, coś fantastycznego. I te widoki fiordów we mgle! Na pokładzie strasznie wieje i rzuca na boki, pada lekki deszcz i jest lodowato. Co kwadrans idziemy więc do środka, żeby napić się ciepłej herbatki i ogrzać skostniałe ręce. Razem z nami płynie Strażnik Parku, facet doskonale zna się na rzeczy, nie dość, że ma dobre oko do wypatrywania zwierząt na skałach (pokazuje nam owce i niedźwiedzie w miejscach, gdzie ja dostrzegam tylko trawę i brudny śnieg:) to jeszcze w zajmujący sposób opowiada o genezie powstania fiordów, o lodowcach itp itd.
Stado orek
Nocujemy przed miasteczkiem, na campingu Black Bear za 14$. Tylko WC, bez prysznica i innych wygód, ale miło, cicho, spokojnie i czysto.
Wjazd do tunelu przed Whittier