4.05.2011

Universal Studios Hollywood - jak w filmie

Universal Studios Hollywood. To było coś. Naprawdę. Kochacie kino, nie gardzicie wielkimi produkcjami, jesteście w Los Angeles, macie trochę wolnego grosza, koniecznie musicie to zobaczyć.


Ulubieńcy Ameryki (i Wasi też, mam nadzieję:) kolejny raz z narażeniem życia ruszyli na wyprawę, by przynieść Wam garść nowinek zza oceanu

Ale od początku. Przyjechaliśmy do LA wcześnie rano, żeby uniknąć kolejek i żeby chociaż największe atrakcje zobaczyć, zanim nadciągną prawdziwe tłumy. Na pierwszy ogień: niemal godzinna wycieczka autobusem po zapleczu filmowym. Na trasie zawitaliśmy na plenery z Wojny Światów (wielki roztrzaskany samolot, dymiące się zgliszcza domów), by po chwili oglądać sztuczne uliczki Nowego Yorku, Meksyku i kilku innych miejsc. 


Plener z Wojny Światów

Ok, przyznaję, miałam największą radochę podróżując po Wisteria Lane. Aaaa...!!! Trawnik Bree, weranda Gabi, to wszystko tu jest! 


Przejażdżka po Wisteria Lane

Kawałek dalej miasteczko z ukochanego świątecznego filmu Amerykanów, czyli z Grincha (tak, tak, Kevin przegrywa tu z zielonym stworkiem każdej Wigilii).


Grinch. W tym roku świąt nie będzie!

Następnie wjechaliśmy do niby-metra, a tam spotkało nas trzęsienie ziemi o skali 8.5, woda się lała strumieniami, pękały rury, sypały się na nas iskry, wszystko się trzęsło. Ale kluczowym momentem programu był wjazd autokaru prosto w dżunglę, którą opanowały dinozaury. Teraz był czas na złożenie okularów 3D. Z prawej biegnie na nas wielki dinozaur, z lewej nadciąga King Kong, bestia łapie bestię, rozwiera jej paszczę, czujemy ich smród na sobie, chlapią na nas śliną, cały autokar się trzęsie, ledwie trzymamy się na fotelach, pojazdem rzuca jak zabawką, spadamy w dół z wielkiego drzewa, zaplątujemy się w liany, to będzie nasz koniec, ufff... Koniec programu. Dalej udajemy się do parku jurajskiego. Płyniemy łodziami przez dżunglę, z krzaków plują i ryczą na nas dinozaury, na koniec krótki ale stromy zjazd łódką i już kolejna atrakcja, tym razem Mumia. Karkołomna jazda kolejką górską, bardzo sugestywna wrażenie, że obłażą nas pająki, Ozyrys wrzeszczy, że nasze dusze już są jego i odwraca bieg kolejki, teraz więc pędzimy do tyłu, robimy niewiarygodne zakrętasy, koniec. Całe szczęście, bo mój żołądek już się buntował. Tomi ciągnie mnie na szaloną przejażdżkę z Simpsonami. I to właściwie dla mnie był już koniec udanego dnia. Symulator jazdy, do którego zaprasza nas familia Simpsonów jest tak sugestywny, że po 30 sekundach wymiękam, jakbym miała jak, to bym wysiadła, w zamian za to zacisnęłam oczy i usta i modliłam się przez resztę czasu, żeby nie zwymiotować i nie dać dosłownie plamy przed małymi dzieciaczkami, które miały z tej przejażdżki niesamowitą radochę (Tomi też, żebyście słyszeli jego whhooooohoooo). W oczekiwaniu aż zaczną działać tabletki przeciwwymiotne, które Tomi bohatersko dla mnie zdobył w punkcie pomocy medycznej, załapaliśmy się na pokaz tworzenia efektów specjalnych, występy zwierząt-aktorów i performance inspirowany Blues Brothers. Po tych wszystkich szalonych jazdach z ulgą przyjęłam wiadomość, że Pałac Horrorów zwiedza się pieszo. Tylko pamiętajcie NIE BIJCIE potworów. Wyskakują na człowieka nagle zza każdego rogu, zakrwawieni, z toporami, trupy, mumie, zwisają z sufitów, wiszą zafoliowani w chłodni. Bardzo sugestywne. Tomek wcale się nie bał, jest tylko takim wielkim dżentelmenem i dlatego do każdej sali puszczał mnie przodem:) 


Nie oglądaj się teraz!

Ah no i jeszcze dwa filmy w trójwymiarze: Shrek i Terminator. Tylko to nie jest taki zwykły IMAXowy 3D, tylko taki z dodatkami w postaci ruchomych foteli, które dmuchają powietrzem i psikają wodą, super, chociaż warto wziąć sobie do serca ostrzeżenia, że nie jest to rozrywka dla każdego. Siedząca koło nas kobieta tak się wystraszyła na Terminatorze, że dostała ataku, nie wiem czy zawału czy wylewu, w każdym razie straciła przytomność i Tomi musiał biec po pomoc. Na sam koniec zostawiliśmy sobie Wodny Świat, reklamowany jako najlepsze show, jak dla mnie trochę przereklamowany. Pokazy kaskaderki na sztucznym jeziorze, tu się biją, tam strzelają, tu coś wybucha, a publiczność i tak ma największą frajdę jak ktoś ją ochlapie wodą:) Niestety nie mamy fotek z tych najfajniejszych atrakcji, a to dlatego, że były tak fajne (buchał ogień, lała się woda, a wszystko się trzęsło), że nie było jak robić zdjęć.
Zarezerwujcie cały dzień, żeby maksymalnie wykorzystać drogie bilety (85$). I koniecznie weźcie wygodne buty, bo czeka Was duuużo chodzenia.


 Dla miłośników Psychozy - Bates Motel

 Tomi i załoga Apollo13


Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com