Calico to jedno z wielu ghost town jakie znajdziemy w Kalifornii, ale nie do końca jest takie, jak inne. Ciężko w tym momencie uznać je za wymarłe, bo zamieniono je w dużą turystyczną atrakcję i w weekend przewalają się po "Main Street" prawdziwe tłumy...
Także jeśli chcemy zobaczyć prawdziwe wymarłe miasta, gdzie wiatr trzaska urwaną okiennicą, to lepsze są te przy Route 66 lub w Dolinie Śmierci albo najlepsze z najlepszych - Bodie.
Calico jest pięknie odrestaurowane. Wzdłuż ulicy ciągną się drewniane fasady domów. Możemy tu kupić i kawę od Starbucksa i colę i hot dogi, mnóstwo pamiątek i innych turystycznych gadżetów, za dodatkową opłatę popłuczemy złoto, odbędziemy wycieczkę kolejką wąskotorową itd. itp.
Gdyby odrzeć Calico z całego tego komercyjnego badziewia, byłoby to faktycznie cudowne miejsce, a tak trzeba się wykazać niezwykle bogatą wyobraźnią lub selektywnym postrzeganiem, żeby odkryć tu klimat wymarłych miast...
Dawny budynek szkoły. Ehhh...przyjemnie było się uczyć w takim miejscu...
Jeszcze krótki rys historyczny, Calico powstało w 1881roku podczas gorączki srebra w Kalifornii. Jak większość tego typu miast, Calico gwałtownie rozrastało się przez kilka lat, a następnie w 1904 roku,po wyczerpaniu złóż kruszcu, opustoszało i zamieniło się w Ghost Town.
Wstęp kosztuje 6$.
Dojazd I 15, trzeba skręcić w Ghost Town Road, kilkanaście kilometrów na wschód od Barstow.
My będąc w Calico załapaliśmy się przypadkiem na wystawę zabytkowych aut "Just cruisin 4 fun Car Show". Stąd też poniższe zdjęcia.
http://www.calicotown.com/
Bliskość Route 66 sprawia, że do Calico zawijają grupy Harleyowców
Kto by nie chciał mieć takiej zabaweczki?
Dom z butelek. Nie wiem, czy to jakaś swoista moda, ale to już kolejny, który widzimy.
Kolejne zdjęcie z cyklu face-in-the-hole:) Zdradzę Wam w sekrecie, że Tomi jest ich fanem;)
Amerykanie nazywają te cuda pustynnymi różami.
