San Diego ZOO
Nie jestem miłośniczką trzymania zwierząt pod kluczem, a ogrody zoologiczne traktuję jako zło konieczne. Wczoraj byliśmy w ZOO w San Diego. Porównać warunki panujące w polskich ogrodach zoologicznych do tych tutaj, to jak porównywanie więziennych baraków do ekskluzywnego hotelu.
Duże, czyste, urozmaicone wybiegi. Bardziej zadbano o komfort zwierząt niż o dobry widok dla turystów. Piękna roślinność. Dopilnowano, by zwierzaki mieszkały w otoczeniu zbliżonym do naturalnego. Tu płynie rzeczka, tam jakiś wodospad. Powstały też eksperymentalne wybiegi łączone, tzw buddy system, gdzie na jednym obszarze mieszkają np wielkie koty i labradory. Wszystkie fosy są przeszklone, żeby można było obserwować też zwierzaki pod wodą. Park jest olbrzymi. Byliśmy tam 5 lub 6 godzin, a i tak nie zobaczyliśmy wszystkiego. Nad parkiem kursuje kolejka gondolowa, żeby można było sobie cały teren zobaczyć z lotu ptaka. Poza tym jeżdżą też autokary dwupoziomowe, można wsiąść i wysiąść w dowolnym momencie. Wszystko oczywiście przystosowane dla niepełnosprawnych. Mamy tu także 2 woliery, czyli takie ogromne klatki dla ptaków, do których możemy wejść i przemieszczając się po specjalnych podestach obserwować ptaki prawie na wolności. Bardzo fajne miejsce, szczególnie dla rodzin z dziećmi. Mieszkają tu wszystkie zwierzaki, które chcą zobaczyć maluchy: lwy, słonie, żyrafy, nosorożce, misie, wielbłądy, a także ulubieńcy publiczności pandy i koale. A teraz jedyna rzecz niefajna, wstęp kosztuje 40$ za osobę....
Park jest ulokowany na kilku poziomach
Do pandy czeka się w kolejce. To lokalna celebrytka.