W naszym Irvine, raz w miesiącu, a dokładnie w pierwszą niedzielę miesiąca, odbywa się na terenie campusowego parkingu pchli targ, najfajniejszy na jakim byłam.
Nie ma to nic wspólnego z naszymi posępnymi klimatami obecnymi na Bałuckim Rynku w Łodzi czy przy giełdzie samochodowej. Tutaj przygrywa fajowa jazz-bluesowa kapela, podjeżdża obwoźny bar w autokarze, w okolicy którego zajęte są wszystkie krawężniki. Ludzie siedzą, przegryzają kanapki, podziwiają zawartość swoich koszyko-wózków (obowiązkowe wyposażenie każdego stałego bywalca). Zastanawialiśmy się jak Wam ten cudaczny świat pokazać i poszliśmy, że tak powiem, dwutorowo. Więc polowaliśmy na skarby, które sięgają korzeni amerykańskiej popkultury, a także na takie, które świetnie sprawdziły by się w roli rekwizytów do filmu braci Quay.
America's Hope
Mnóstwo różnego rodzaju puszek, łącznie z kultową zupą pomidorową
Ta lampa to stała bywalczyni, czeka na swojego fetyszystę
O tak, takie klimaty zawsze mnie przerażały. Lalki, części lalek. Brrr....
Manekiny też są przerażające. Tu mamy stado kobiet-żyraf.
Bardzo metaforyczne