
Oto on, koliber. Usłyszałam tylko uderzenie w szybę, wychodzę na balkon, a tu kurczę leży taka drobina powykręcana na podłodze... Ale mruga, oddycha, serduszko mu wali jak szalone.
Podeszłam do sprawy profesjonalnie, bo nie wiem czy słyszeliście, ale tu w Stanach ostatnio mnóstwo martwych ptaków spada z nieba w niewyjaśnionych okolicznościach. Ubrałam więc gumowe rękawiczki, wzięłam pudełeczko, już się nawet zastanawiałam, czym go będę karmić podczas rekonwalescencji, ale najwyraźniej ptaszek był tylko lekko zdezorientowany i ogłuszony, powoli się ogarnął, grzecznie zapozował i po jakimś kwadransie odleciał.