14.12.2010

Freak show czyli kogo spotkaliśmy na Venice Beach

Na fali fascynacji Hankiem Moody i Californication zaciągnęłam Tomiego do Venice Beach. To miejsce jest absolutnie pokręcone! Jeszcze nie czuję się tu tak pewnie, żeby wszystkim tym Niesamowitym Postaciom robić fotki, więc póki co musicie mi uwierzyć na słowo. 

Przeszliśmy nadbrzeżem Venice aż do molo Santa Monica. Nigdy nie byłam w miejscu gdzie zagęszczenie freaków jest tak duże. Mijali nas: staruszkowie obojga płci na rolkach, deskach i rowerach, cali w tatuażach lub w piankach jeszcze mokrych po niedawnym surfowaniu, liczni sprzedawcy marihuany do celów medycznych, proponujący, że zaprowadzą nas do lekarza, który zdiagnozuje u nas jakąś przypadłość i wypisze receptę na trawkę, chodzili ulicą i wołali "porzućcie zło, stańcie się szczęśliwi", był też Afroamerykanin odziany w lamparcią skórę wykrzykujący na cały głos "I used to be white!", liczni muzycy, malarze, wróżący z tarota i dłoni, chińscy masażyści, sprzedawcy minisaksofonów, samolocików zrobionych z puszek po napojach, kolorowych czaszek różnych rozmiarów, kadzidełek, rowerzyści z rowerami tak niewiarygodnie obładowanymi różnymi tobołkami i tak zarośnięci, że na słowo wierzyliśmy, że przyjechali z północy kraju, całe grupy młodych i starych hippisów, rowerzyści z doczepionymi wózkami do przewozu dzieci, psów i desek surfingowych... Tomek sobie pewnie jeszcze coś przypomni, w każdym razie jeszcze tam wrócimy.

Nie mogliśmy się zdecydować między tym... 

... a tym...
...więc wybraliśmy to co większość Amerykanów:) Oczywiście w wersji vege.



Prawa autorskie

Fotografie i teksty zamieszczone na tym blogu są naszą własnością. Wszelkie kopiowanie, powielanie i publikowanie może odbyć się wyłącznie za naszą zgodą. Chcesz wykorzystać naszą pracę- skontaktuj się z nami: zawszewdrodze@gmail.com